Może jeszcze raz. Budżetówka teoretycznie płaci podatki. Natomiast faktycznie te podatki nie stanowią zysku dla budżetu państwa ponieważ i tak pensje z których są pobierane pochodzą z właśnie z budżetu państwa.Marcin Zaród pisze:
Co do Panów wysuwających opinie, że budżetówka nie płaci podatków, cóż, najwyraźniej mój księgowy rok w rok się myli przy obliczaniu jednego procenta od czegoś, czego nie ma, żeby to coś czego nie ma przesłać na jakąś organizację charytatywną. Ale Panowie wiedzą lepiej.
Spróbuję na przykładach.
Sytuacja 1.
W budżecie jest 1000 złotych. Z tego 1000 państwo bierze 200 i płaci nauczycielowi pobierając 50% podatku w formie pośredniej i bezpośredniej.
Czyli nauczycielowi zostaje na rękę (po opłaceniu VATów, ZUSów etc) 100 złotych a w budżecie pozostaje 880 złotych (załóżmy, że 20 złotych kosztowały osoby nadzorujące pobór podatku).
Sytuacja 2.
Nauczyciel jest zwolniony z podatku i nie musi go płacić. Państwo z 1000 złotych bierze 100 złotych i płaci nauczycielowi. Nauczyciel dalej ma 100 złotych a w budżecie zostaje 900 złotych.
Rozumiesz już o co nam chodzi?? Tylko sytuacja 2 chociaż korzystniejsza finansowo dla państwa jest raczej wykluczana przez konstytucję i prawo powszechności płacenia podatków.
Czyli tutaj się zgadzamy. Masz też rację, że dużym problemem jest system wybierania dyrektorów przez samorząd. Bo zamiast osoby kompetentnej często jest to albo osoba mierna ale wierna albo zwyczajnie "zasłużona" chociaż niekoniecznie dla oświaty.Co do dyrektorów, imho nie musi być nauczycielem, ale musi być po prostu człowiekiem trzeźwo myślącym i mającym kreatywne pomysły oraz otwartym. Natomiast problem w tym, że jeśli wybierają ich samorządy, to ja już widzę ile trzeźwo myślących na tym stołku wyląduje. Najlepszym ministrem edukacji imho był Giertych właśnie dlatego, że nie był skażony nauczycielskością.
Rozwiązaniem jest tutaj zwiększenie niezależności szkół w stosunku do samorządów. Ale jak sam napisałeś jest to torpedowane przez związki zawodowe.
Wracając do związków zawodowych, to masz zupełną rację, że dbają one o interesy zawodowe nauczycieli. Tylko, że te interesy zawodowe niekoniecznie zawsze idą w parze z podnoszeniem wydajności i jakości edukacji. Celem szkolnictwa jest to aby jak najbardziej efektywnie kształcić ludzi. Celem związków zawodowych jest aby nauczyciele mieli pracę i pracowali w jak najlepszych warunkach. Często okazuje się to niestety nie do pogodzenia.
Dyskusja nadal tego dotyczy. Głównie jak podnieść efektywność i wydajność kształcenia. Bo w przypadku braku pieniędzy realnie do wyboru są dwie opcje. Albo właśnie likwidacja placówek publicznych albo obniżenie kosztów ich utrzymania.Tradycyjnie dyskusja zamieniła się z podstawowego problemu, czyli likwidacji wszystkich przedszkoli w gminie Tarnów i powstaniu przedszkoli niepublicznych (pobierających poza zwykłymi opłatami za obiad itd jeszcze tzw. opłatę stałą),
Padły tutaj nawet konkretne propozycje. Ale do tego wrócimy za chwilę.
No i ja też tego nie chcę. Bo to jest zwyczajnie nieuczciwe w stosunku do ludzi, którzy płacą podatki na publiczną oświatę a mają ograniczony do niej dostęp.Najwyraźniej tak łatwiej, bo prawdziwy problem niektórych po prostu przerósł. Natomiast, już nie wiem, kto rzucał argumentem, że 500 złotych można dać za przedszkole, itd... powiedz to człowieku ludziom z Koszyc, którzy dostają miesięcznie koło tysiąca złotych pensji. To, że Ciebie stać, nie znaczy, że stać będzie innych. Wyślesz ich na zmywak do Londynu? A jak mają dwójkę czy trójkę dzieci? Dopłacisz im te 500 z własnych, ale za co będą żyli od 1 do 1.... Państwo konstytucyjne ma gwarantować coś, na co wszyscy płacimy podatki, tymczasem państwo się poślizgnęło na nietrafionych inwestycjach w kosteczki i asfalty, a teraz mówi, że konstytucja obowiązuje, ale nie wtedy, jak nie ma kasy. Coool.... TO jak złodziej ukradnie to też może powiedzieć, że złamał kodeks karny, ale przecież tylko dlatego, że kasy nie miał... Ja takiego państwa nie chcę i takich polityków....
Skoro już ustaliliśmy, że obaj jesteśmy jednakowo oburzeni tą sytuacją przejdźmy do konkretów.
Zaproponowałem wcześniej, że skoro państwo (które przecież stoi za samorządem) nie potrafi wypełnić swoich zadań to niech przestanie pobierać pieniądze od ludzi na wypełnianie tych zadań. Padło też tutaj kilka innych propozycji jak ograniczyć koszty utrzymania oświaty (dla uproszczenia przyjmijmy,że dotyczy to również przedszkoli) przez co przy tych samych pieniądzach będzie ona bardziej dostępna. Nie upieram się przy żadnej z nich z chęcią poznam inne pomysły.
Załóżmy, że zostajesz obwołany dyktatorem na okres 5 lat.
Masz wszystkie kompetencje wszystkich decydentów odpowiedzialnych za zarządzanie oświatą na poziomie lokalnym. Masz też kompetencje państwa, które regulują to co samorządy mogą robić w kwestii szkół a czego nie mogą. Jednym słowem masz całkowicie wolną rękę do działania w kwestiach edukacji na wszelkich możliwych poziomach. Twoim zadaniem jest, naprawienie obecnego bałaganu wynikającego również jak słusznie zauważyłeś z poślizgu na nietrafnych i zreformowanie oświaty i systemu jej finansowania oraz zarządzania nią. Co wówczas byś zrobił ?
Z tego co się orientuję jest coś takiego jak edukacyjna wartość dodana i metody jej pomiaru. Są zewnętrzne egzaminy potwierdzające nabyte w szkole umiejętności. Można zastosować też wspomniany przez Ciebie system, który macie w szkole przy dodatkach motywacyjnych. Jest wreszcie dyrektor który powinien być w stanie ocenić jakość pracy swoich pracowników.Keleos pisze:
Zgadzam się, że za jakość powinna być nagroda, tylko powiedz mi jak chcesz zmierzyć jakość?
Zauważ, że istnieje bardzo dużo zawodów, w których ocena jakości pracy nie polega przykładowo jedynie na tym że liczy się ile czajników bezprzewodowych jest w stanie złożyć pracownik w ciągu godziny. Jednak jakoś pracodawcy znajdują metody na to aby rozpoznać pracownika dobrego od słabego. Nie widzę powodu aby nie dotyczyło to również nauczycieli