trix pisze:pb pisze:Kiedy byłem małą dziewczynką wbijano mi do głowy, abym przed
No co? To trochę jak Tym w "Misiu": "Kiedy byłem młody też byłem Murzynem."
To jest temat na inną historię Bo uwalanie na przykład za najechanie na linię przy pomniku Witosa jest debilizmemtrix pisze:No widzisz, a egzaminatorzy widza po swojemu .Cubaza pisze:Jak dla mnie zmienia... Zmienia to tak, że nie mam obowiązku przepuszczać każdego pieszego pelętającego się obok przejścia.
Nie ma znaczenia gdzie. Nie ma czegoś takiego jak Miasto w ruchu drogowym. Jest teren zabudowany i niezabudowany. Gdy nie ma opisanego w przepisach przypadku ("na terenie zabudowanym dopuszcza....") to przepisy są jednakowe, ale pamiętać należy także o tym że jeśli pojazd porusza się lewym pasem z maksymalną dopuszczalną prędkością na danym odcinku drogi to nie stwarza zagrożenia bezpieczeństwa, a jedynie narusza przepis porządkowy. Inaczej jest w sytuacji, gdy porusza się z prędkością znacznie poniżej dopuszczalnej prędkości, wtedy można mówić o tamowaniu ruchu. Dlatego też jazda po "mieście" nie jest karalna. Ale ten osobnik próbował wmówić iż można sobie na pustej drodze jechać lewym pasem, i jest to dopuszczalne.Goscinny pisze:Zależy gdzie - jeśli w mieście na drodze dwupasmowej - to miał rację. Chyba, że on tak jeździ wszędzie poza miastem, nawet na drodze jednopasmowejBeaver pisze:próbował wmówić że jazda lewym pasem jest czyms normalnym..
Jak widac nie ma zapisu, w miescie, poza miastem itd. Masz możliwość - jedziesz prawym.Rzdział 3: Ruch pojazdów
Oddział 1: Zasady ogólne
Art. 16.
1. Kierującego pojazdem obowiązuje ruch prawostronny.
2. Kierujący pojazdem, korzystając z drogi dwujezdniowej, jest obowiązany jechać po prawej jezdni; do jezdni tych nie wlicza się jezdni przeznaczonej do dojazdu do nieruchomości położonej przy drodze.
3. Kierujący pojazdem, korzystając z jezdni dwukierunkowej co najmniej o czterech pasach ruchu, jest obowiązany zajmować pas ruchu znajdujący się na prawej połowie jezdni.
4. Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać możliwie blisko prawej krawędzi jezdni. Jeżeli pasy ruchu na jezdni są wyznaczone, nie może zajmować więcej niż jednego pasa.
Jesteśmy chyba na innym poziomie świadomości kierowniczej i dlatego się nie dogadamy. Ja gdy widzę, że jadący z naprzeciwka chce skręcić w lewo przecinając mój pas, to mam tak, że najpierw zerkam w lusterko co się za mną dzieje. Gdy nie widzę innych samochodów - dodaję gazu żeby szybciej przejechać i żeby nieborak mógł sobie za mną swobodnie skręcić. Gdy widzę sznurek samochodów - zwalniam i z daleka daję sygnał żeby skręcał. Itp. itd. Tak wszystkim żyje się lepiej a przede wszystkim mi ze świadomością, że pomny swych praw na drodze, potrafię zachować się kulturalnie i w mikroskopijny sposób przyczynić się do poprawy płynności ruchu. I tego samego oczekuję od pieszego. Myślenia! Jak widzi, że wystarczy żeby zaczekał 2-3 sekundy aż przejedzie ostatni samochód, to stoi na chodniku i cierpliwie czeka. Jeżeli wchodzi na pasy tylko dlatego, że może, to w moim pojęciu jest burak i tyle. Już pisałem - tak mam i żaden argument o wyższości pacjenta na przejściu i inne wtyki moralne mnie nie poruszą. Daruj też sobie łapanie mnie za słówka i wmawianie podwójnych standardów moralnych, bo kierowcę przepuszczam a pieszego nie. To są 2 różne sytuacje. A nawet całkiem odwrotne.pb pisze:A możesz mi wyjaśnić jaka jest różnica między pieszym wchodzącym przed pierwsze, drugie, ostatnie albo przedostatnie auto? Czułbyś się lepiej gdyby za tobą jechał jeszcze ktoś? Zatrzymałbyś się wtedy?gushman pisze:Pieszy wchodzący na przejście przed ostatni z pojazdów dla mnie zawsze będzie drogowym trollem i nic na to nie poradzę.
Oczywiście, że ma prawo! Ale do jasnej ciasnej jest jeszcze zdrowy rozsądek i zwykła kindersztuba drogowa. Oraz instynkt samozachowawczy. Jak wspomniałem, wg mnie na drodze prawdziwym "władcą" jest nie ten, który egzekwuje swoje prawa, ale ten, który potrafi się ich zrzekać w imię nawet trywialnej oszczędności paliwa czy płynności ruchu.Skoro pieszy ma wystarczająco dużo miejsca ma prawo wejść na przejście, to jest chyba oczywiste.
Jeżeli pijesz do tego, że się nie zatrzymałem, tylko przejechałem za nim, to nie jestem pewien, ale na to chyba nie ma przepisu nakazującego mi zatrzymanie się. Kiedyś na testach było, że jeżeli pieszy przeszedł już pas, po którym się poruszamy, to można z zachowaniem szczególnej ostrożności przejechać dalej.Gushman, powiem ci jeszcze raz, bo do ciebie rzeczywiście nie dociera: twoim psim obowiązkiem jest zatrzymać auto przed przejściem dla pieszych. I nie mówimy tu o sytuacji nagłej, gdy pieszy wchodzi jak bawół na przejście przed sam zderzak. Mówimy o sytuacji, gdy pieszego na przejściu widzisz wyraźnie z daleka. Ubliżanie temu pieszemu z filmu jest z twojej strony zwyczajnym chamstwem.
Sam idź pokaż jak masz za dużo czasu. Albo wyślij im linka, ja nie będę kasował.BTW Pokazałeś już ten film policji?
Coś o tym wiem, bo pierwszy egzamin na prawko oblałem zignorowawszy babcię, która właśnie jedną nogą stanęła na jezdni.Literalnie biorąc wystarczy, że pieszy postawi jedną stopę na brzegu jezdni. Przy czym zgadzam się z tym co pisze maup. Nie można wmawiać pieszym, że mają pierwszeństwo w każdej sytuacji. "Natury się nie da oszukać."
A nie prościej byłoby aby tam gdzie jest koniec ścieżki rowerzysta ściągał d...ę z roweru i przechodził przez jezdnię. W USA do których nawiązujesz znaki stop są na każdym dojeździe do skrzyżowania, więc analogicznie do Twojej propozycji samochodom postawić stop rowerzystom także stop – który notabene jest tylko który mistrz pedałów do niego się stosuje.Marcin Zaród pisze:Przecież jest banalne rozwiązanie - wszędzie przed przecięciem ścieżki postawić dla samochodów znak STOP (od strony wyjazdu z drogi podporządkowanej na główną) - uwierzcie, da się, a będzie 100% bezpieczniej.
Mirak tylko zauważ, że gdy ścieżka kończy na przecięciu z jezdnią to nie kontynuujesz jazdy jednią tylko przecinasz jezdnię a na to przepisy nie zezwalają.mirak pisze:A niby dlaczego? Masz to gdzieś w kodeksie? Jak ma koniec ścieżki wjeżdża na jezdnie i kontynuuje jazdę jezdnią. Inna rzecz jak ma to zrobić ale to już nie ten temat.Jeżeli rowerzysta ma koniec ścieżki (a jest tam znak) to bezwzględnie zsadza d*** z roweru i maszeruje przez jezdnię.
Sam nim jesteś im szybciej stracisz prawo jazdy tym lepiej dla otoczenia cwaniaczek za piątkę .gushman pisze:Jeżeli wchodzi na pasy tylko dlatego, że może, to w moim pojęciu jest burak i tyle. Już pisałem - tak mam i żaden argument o wyższości pacjenta na przejściu i inne wtyki moralne mnie nie poruszą.
Wiesz. Może z jednej strony jest to zrobione przez cwaniactwo niektórych (nie mówię, że Twoje). Po prostu - zostawiam przejazd z drogi poprzecznej, a tu mi się po kolei wszyscy wpiep****ąfiga pisze:A ja coś o kindersztubie napiszę.
Dziś wyjeżdżałam z ul. Zagumnie. Zatrzymałam się, aby spokojnie włączyć sie do ruchu. W międzyczasie na Klikowskiej przy torach czerwone i samochody sie zatrzymują. Naiwna ja, za każdym razem myślę, że jakaś dobra osoba widząc czerwone, zatrzyma się, aby mnie wpuścić. Ale co tam, najlepiej stanąć tak, aby zablokować drogę.
I sytuacja odwrotna. Chcę skręcić w lewo w Zagumnie z Klikowskiej i się nie da. Bo stoi sznur samochodów. Rzadko który kierowca wpada na to, aby nie blokować wjazdu/wyjazdu.
Mam wrażenie, że odbywa to się na zasadzie "Ja stoję, to Ty też"
Przeczytałem Twój post dwa razy i nie rozumiem czy mówisz o jeździe ścieżką (niby czy taką z prawdziwego zdarzenia to dyskusja na inny temat) a następnie zmianie kierunku i drogi na jezdnię dla samochodów (oczywiście taką wzdłuż której nie ma żadnej ścieżki) czy mówisz o jeździe ścieżką która krzyżuje się z drogą dla samochodów przekraczaniu tego skrzyżowania i kontynuowaniu jazdy tą samą ścieżką.mirak pisze:BIGer oczywiście masz rację, tylko zauważ, że w Tarnowie nibyścieżki kończą się sporo przed skrzyżowaniem, więc jest sporo miejsca do włączenia się do ruchu na jezdni i tej jezdni oczywiście stosujemy się do obowiązujących znaków i przepisów. To chyba logiczne, że jak kończy się jedna droga(a ścieżka jest drogą dla rowerów) musisz mieć możliwość kontynuowania jazdy chyba że na wjeździe stoi znak "D4a-droga bez przejazdu". Takich znaków nie dostrzegam na ścieżkach
Instrukcja mówi:"W przypadku gdy wzajemna widoczność nie jest zapewniona należy zastosować środki spowalniające ruch rowerowy, tak aby wjazd na przejazd dla rowerzystów następował z niewielką prędkością."
Czemu u nas ten jedyny wymieniony przypadek stosuje się jako regułę?
W tym miejscu dzwony to dosłownie codzienność a ten VW chyba zapomniał zasygnalizować zamiar opuszczenia ronda więc wprowadził w błąd wjeżdżającego na rondo.gushman pisze:Prawie stłuczka na Rondzie Tymczasowym. http://www.youtube.com/watch?v=lQari4pmMyo
Cwaniactwo czy nie, chyba zapominacie, że to nie tylko chamstwo ale także karane wykroczenie – zakazuje się wjazdu na skrzyżowanie (a chyba wylot ulicy Zagumnie do Klikowskiej jest skrzyżowaniem) jeżeli nie ma możliwości kontynuowania jazdy i opuszczenia skrzyżowania.TomekMKM pisze:Wiesz. Może z jednej strony jest to zrobione przez cwaniactwo niektórych (nie mówię, że Twoje). Po prostu - zostawiam przejazd z drogi poprzecznej, a tu mi się po kolei wszyscy wpiep****ąfiga pisze:A ja coś o kindersztubie napiszę.
Dziś wyjeżdżałam z ul. Zagumnie. Zatrzymałam się, aby spokojnie włączyć sie do ruchu. W międzyczasie na Klikowskiej przy torach czerwone i samochody sie zatrzymują. Naiwna ja, za każdym razem myślę, że jakaś dobra osoba widząc czerwone, zatrzyma się, aby mnie wpuścić. Ale co tam, najlepiej stanąć tak, aby zablokować drogę.
I sytuacja odwrotna. Chcę skręcić w lewo w Zagumnie z Klikowskiej i się nie da. Bo stoi sznur samochodów. Rzadko który kierowca wpada na to, aby nie blokować wjazdu/wyjazdu.
Mam wrażenie, że odbywa to się na zasadzie "Ja stoję, to Ty też"