Zdarza się i tak, swego czasu całkiem obiecujący student odlewnictwa na AGH rzucił studia i zajął się kowalstwem, dziś żyje z tego na takim poziomie, na jakim ja bym chciał choć w połowie.Keleos pisze:A może łudzisz się, że najlepsi uczniowie pójdą na rzemieślników by brudzić swoje ręce smarami, klejami i ciąć się ostrymi narzędziami, zamiast rozwijać swój intelekt i trzymać się sfer teoretycznych?
Laptop dla kazdego ucznia
-
- Rhetor
- Posty: 7032
- Rejestracja: 20-10-2009, 10:25
- Lokalizacja: tajna
Wysłane z mojej budki telefonicznej
PCPR Tarnów i problemy rodziny zastępczej z dziećmi z RAD
PCPR Tarnów i problemy rodziny zastępczej z dziećmi z RAD
I dobrze. Ludzi do zamiatania (nie obrażając nikogo) też nam potrzeba.zabija się w młodzieży chęć uczenia się czegokolwiek.
Tylko u nas nie brakuje ludzi mądrych, zwłaszcza w kierunkach nowych technologii czy informatyki. Brakuje kasy na badania, rozwój i wdrażanie. I tego nie zmienimy choćby był najlepszy system edukacji na świecie. Nigdy nie mieliśmy i nie będziemy mieć firm liczących się w świecie. Obecni potentaci do tego nie dopuszczą, a zdolnych ludzi podkupią.co cały czas dzieje się w Kalifornii w Silicon Valley, to zobaczysz kierunek zmian i pewien trend...
-
- Rhetor
- Posty: 1966
- Rejestracja: 09-09-2009, 18:28
I właśnie to trzeba zmienić. I możliwe, że wkrótce w Tarnowie będzie głośno o czymś... o czym dokładnie, to dowiecie się 29 marca na konferencji w MCK... I to coś właśnie tę kreatywność do szkoły będzie chciało przywrócić. I to nie tylko do szkół tarnowskich, ale raczej na poziomie ogólnopolskim... (jak ktoś śledzi mój profil facebookowy www.facebook.com/tlumaczenia.tarnow, to w ostatnim czasie miał pewne zajawki tego, na co się zanosi)yoda pisze:Owszem to jest niezbedne. Tylko gdzie wg Ciebie ksztalci sie tych ludzi kreatywnych?Marcin Zaród pisze: Problem w tym, że nowoczesnej gospodarki nie stworzymy, produkując li tylko elektryków, ale także, obok nich, potrzeba nam ludzi kreatywnych, przygotowanych do działania w zawodach, które być może jeszcze nawet nie istnieją, ale za 5-10 lat będą najbardziej poszukiwane na rynku...
Za moich czasow szkola (liceum i to wcale nie najgorsze) byla wrecz wzorcowym morderca kreatywnosci.
Mamy teraz pod ręką nowe technologie, o których jeszcze 10 lat temu się nam nie śniło, a teraz można je doskonale do rozwoju kreatywności w szkołach wykorzystać. Tymczasem szkoła, to przyznaję, wciąż działa tak, jak działała nawet nie 10, ale 20 lat temu... Próbuję to nieco zmienić wedle hasła, że trzeba zacząć od siebie. Dlatego w V LO w Tarnowie działa szkolna telewizja internetowa (ruszyła dosłownie w ciągu dwóch ostatnich tygodni, wkrótce pierwszy oficjalny materiał z nowym logiem - obiecuję podesłać link). Powstała na bazie istniejącego od niemal dwóch lat kanału YouTube... Dlatego moje grupy w szkole (wszystkie) mają własne grupy facebookowe, na których wymieniają się dodatkowymi materiałami... itd itd...
Czymkolwiek jest to tajemnicze "coś" będzie miało problem. Przepisy, podstawy programowe, beton wśród kadry.Marcin Zaród pisze: I to coś właśnie tę kreatywność do szkoły będzie chciało przywrócić.
Jeśli odgórnie niszczy się kreatywność od podstawówki, to bardzo ciężko będzie to zmienić, bo im się mniej wymaga od uczniów, tym lepiej dla nauczycieli, a nikt sobie pracy nie lubi dokładać.
Teraz masz co chwila testy, testy, testy - które uczą zakreślania A,B,C a nie kreatywnego myślenia. Co więcej - wyjście poza wzorzec kara się obniżaniem ilości punktów.
Życzę powodzenia, bo widzę, że Tobie się chce.
Ja zostałem "wyśmiany" przez dyrekcję po przyznaniu się, że pozwalam uczniom korzystać ze smartfonów na niektórych lekcjach (głównie projektowych) do zaglądnięcia do słowników, translatorów czy na wikipedię (ogólnie korzystanie z Internetu). Nawet wykorzystanie obrazków w telefonach do ćwiczenia opisywania obrazków wydało się dyrekcji szalonym pomysłem... za to dyktowanie notatki z książki i przepisywanie słowo w słowo notatek to idealna forma nauczania
-
- Rhetor
- Posty: 1966
- Rejestracja: 09-09-2009, 18:28
Zacznijmy od tego, że wykształcenie nie piwo - nie musi być pełne.
Wiele osób NIE pójdzie na studia, są mniej zdolni, może nie mają pieniędzy. Dla nich dawniej były Szkoły Zawodowe i Technika, dzięki którym mogli zdobyć zawód.
Pierwszym IDIOTYZMEM było wprowadzenie Gimnazjów - natychmiastowo je zlikwidować. Wrócić do koncepcji Zawodówka, Liceum, Technikum.
Liceum zajmowało by się "teoretycznymi" przedmiotami - np. biologia, chemia, języki, historia itp.
Technikum zaś by kształciło - "średnią" kadrę techniczną - np. Kierownik Budowy, czy osoby z nadzoru.
Zawodówka kształciła by zaś np. tokarzy, spawaczy, operatorów dźwigów i innych maszyn.
Likwidacja - głupiej i nie potrzebnej Matury - ci co szli by na studia zdawali by egzaminy z przedmiotów kierunkowych.
Kolejna kwestia to PODZIAL kompetencji - tak by wzorem wielu krajów osoba po LICENCJACIE też miała swoje miejsce - nie wiem czy wiecie, że ogromna liczba zawodów w USA wymaga licencjatu a nie studiów inżynierskich. Podobnie jest z Technikami. Osoby nadzorujące wysadzanie skał NIE mają studiów ale Technikum + kurs. Generalnie "średni nadzur techniczny" na Zachodzie to Technicy i Licencjaci a nie inżynierowie.
Zmiana programów nauczania - zwiąkszenie ELASTYCZNOŚCI tak by ksztalcić w zawodach potrzebnych.
Wiele osób NIE pójdzie na studia, są mniej zdolni, może nie mają pieniędzy. Dla nich dawniej były Szkoły Zawodowe i Technika, dzięki którym mogli zdobyć zawód.
Pierwszym IDIOTYZMEM było wprowadzenie Gimnazjów - natychmiastowo je zlikwidować. Wrócić do koncepcji Zawodówka, Liceum, Technikum.
Liceum zajmowało by się "teoretycznymi" przedmiotami - np. biologia, chemia, języki, historia itp.
Technikum zaś by kształciło - "średnią" kadrę techniczną - np. Kierownik Budowy, czy osoby z nadzoru.
Zawodówka kształciła by zaś np. tokarzy, spawaczy, operatorów dźwigów i innych maszyn.
Likwidacja - głupiej i nie potrzebnej Matury - ci co szli by na studia zdawali by egzaminy z przedmiotów kierunkowych.
Kolejna kwestia to PODZIAL kompetencji - tak by wzorem wielu krajów osoba po LICENCJACIE też miała swoje miejsce - nie wiem czy wiecie, że ogromna liczba zawodów w USA wymaga licencjatu a nie studiów inżynierskich. Podobnie jest z Technikami. Osoby nadzorujące wysadzanie skał NIE mają studiów ale Technikum + kurs. Generalnie "średni nadzur techniczny" na Zachodzie to Technicy i Licencjaci a nie inżynierowie.
Zmiana programów nauczania - zwiąkszenie ELASTYCZNOŚCI tak by ksztalcić w zawodach potrzebnych.
9000 ml A Rh-
Do kierowania robotami budowlanymi trzeba mieć magazyniera, już nie dają uprawnień po technikum, o nadzorze już nie wspomnę. Nie wiem czy to dobrze czy to źle. Uprawnienia budowlana to jakaś paranoja, tak samo jak "sepowskie".
Szmaciak chce władzy nie dla śmichu, lecz dla bogactwa, dla przepychu, chce mieć tytuły, forsę, włości i w nosie przyszłość ma ludzkościĄ - Tow Szmaciak.
I to właśnie jest kretynizmem - by do nadzorowania ludzi : czy postawili równo ścianę, czy właściwie robią zbrojenie - czy do tego potrzeba inż ? W USA NIE trzeba - w końcu ktoś kto ukończył technikum i jeden dzień w tygodniu miał praktyki (a ja tak miałem w technikum) to chyba więcej wie niż student-teoretyk.
A tak będziemy mieli samych inż i mgr - szkoda, ze do obsługi wózków widłowych nie wymagają studiów wyższych.
A tak będziemy mieli samych inż i mgr - szkoda, ze do obsługi wózków widłowych nie wymagają studiów wyższych.
9000 ml A Rh-
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798, ... mozna.html <-- Między innymi o wspomnianej kreatywności w szkole. Niestety obraz wynikający z tego artykułu jest dość przygnębiający.
"Aby studenci, którzy wybrali się na kierunki ścisłe, przetrwali pierwszy rok, organizują im korepetycje. "Wielu nie potrafi się samodzielnie uczyć. Gdy nie wyłoży się im kawa na ławę, bywają bezradni" - opowiadał nam niedawno dr Krzysztof Ciesielski, wykładowca w Instytucie Matematyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Z kursów dokształcających z matematyki korzysta obecnie jedna trzecia studentów Akademii Górniczo-Hutniczej. Wykładowcy akademii nie mają wątpliwości: bez tego nie przetrwaliby na studiach nawet pół roku. Podkreślają też, że obecni maturzyści mają mniejszą wiedzę z tego przedmiotu niż absolwenci podstawówek sprzed 20 lat.
"
"Aby studenci, którzy wybrali się na kierunki ścisłe, przetrwali pierwszy rok, organizują im korepetycje. "Wielu nie potrafi się samodzielnie uczyć. Gdy nie wyłoży się im kawa na ławę, bywają bezradni" - opowiadał nam niedawno dr Krzysztof Ciesielski, wykładowca w Instytucie Matematyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Z kursów dokształcających z matematyki korzysta obecnie jedna trzecia studentów Akademii Górniczo-Hutniczej. Wykładowcy akademii nie mają wątpliwości: bez tego nie przetrwaliby na studiach nawet pół roku. Podkreślają też, że obecni maturzyści mają mniejszą wiedzę z tego przedmiotu niż absolwenci podstawówek sprzed 20 lat.
"
Jeśli nauka polega na wkuwaniu wzorów, schematów rozwiązywania zadań a potem na tłuczeniu testów, testów, testów, to nie ma czemu się dziwić.
Dodatkowo masz "klucz odpowiedzi", który nie pozwala na własne zdanie, interpretację itd.
A i tematy z polskiego są typu: "Kto jest Twoim idolem i dlaczego Lenin". Często musisz udowodnić jakieś zdanie, choćbyś się z nim nie zgadzał. Nie zgadzać się możesz po lekcjach
Ale taki system jest wygodniejszy dla:
- nauczycieli, bo mają sztywne ramy i nie muszą sami się wykazywać, nawet jeśli by chcieli
- uczniów, bo nauczą się minimum do testów i sprawa załatwiona
- władzy, bo mają coraz głupszy naród
Szkoda tylko, że to jest staczanie się po równi pochyłej.
ps: ostatnio w TV jakaś "celebrytka" chciała chyba błysnąć i powiedziała coś w stylu "jego życie znalazło się na prostej prostopadłej".
Dodatkowo masz "klucz odpowiedzi", który nie pozwala na własne zdanie, interpretację itd.
A i tematy z polskiego są typu: "Kto jest Twoim idolem i dlaczego Lenin". Często musisz udowodnić jakieś zdanie, choćbyś się z nim nie zgadzał. Nie zgadzać się możesz po lekcjach
Ale taki system jest wygodniejszy dla:
- nauczycieli, bo mają sztywne ramy i nie muszą sami się wykazywać, nawet jeśli by chcieli
- uczniów, bo nauczą się minimum do testów i sprawa załatwiona
- władzy, bo mają coraz głupszy naród
Szkoda tylko, że to jest staczanie się po równi pochyłej.
ps: ostatnio w TV jakaś "celebrytka" chciała chyba błysnąć i powiedziała coś w stylu "jego życie znalazło się na prostej prostopadłej".
Całe szczęście, że Twoja edukacja była twórcza, bo inaczej skąd byśmy takie bajki brali...Ale taki system jest wygodniejszy dla:
- nauczycieli, bo mają sztywne ramy i nie muszą sami się wykazywać, nawet jeśli by chcieli
Przez sztywne ramy i klucze odpowiedzi nauczyciel czuje się zaszczuty, jego możliwości stosowania różnorodnych metod dydaktycznych są ograniczone, a inwencja twórcza stłamszona do minimum. Nauczyciel jest w tej samej sytuacji jak i uczeń - jeśli lekcja jest przyjemna i ciekawa, to nie tylko się na niej uczniom miło i pożytecznie spędza czas, ale także nauczyciel dostaje pozytywnego kopa, który podświadomie przekłada się na jego efektywność.
Utarte odpowiedzi, klucze, wkuwanie na pamięć zabijają w nauczycielach pasję (tzw. wypalenie zawodowe przychodzi szybciej, ze względu na rutynę). Nauczyciel to nie maszyna, to człowiek z pomysłami i z chęcią doskonalenia siebie. Przynajmniej przez pierwsze kilka lat, dopóki go Ministerstwo nowymi pomysłami, a społeczeństwo nowymi oskarżeniami nie wykończy.
Ja w kółko u inteligentnych, uczonych osób (w tym wykładowcy akademiccy) słyszę o "najmniejszej linii oporu"...ps: ostatnio w TV jakaś "celebrytka" chciała chyba błysnąć i powiedziała coś w stylu "jego życie znalazło się na prostej prostopadłej".
A może to nieprawda jest? Nie mówię, że wszyscy tacy są, ale o ile wygodniejsze jest, jeśli ktoś ci powie co masz robić. Nie trzeba samemu nic wymyślać, zastanawiać się jak uatrakcyjnić lekcję, skoro są testy, odtwórcze zadania, schematy.Keleos pisze:Całe szczęście, że Twoja edukacja była twórcza, bo inaczej skąd byśmy takie bajki brali...
Widzę to po tym jak podchodzą do nauczania nauczyciele mojej córki (ponoć w dobrym gimnazjum) - zero inicjatywy, zero chęci - odbębnić program i do widzenia.
Są kółka, tyle, że jeśli po kilku zajęciach (polegających wyłącznie(!) na rozwiązywaniu zadań) nauczyciel do większości uczniów mówi - wy nie przychodźcie, bo nie dajecie rady, a ja chcę przygotować kilka osób do olimpiady - to raczej nie zachęci to młodzieży do nauki i rozwijania zainteresowań?
Czy za "olimpijczyków" nauczyciel ma jakieś profity, bo tak mi to zaczęło wyglądać, skoro tylko oni się liczą.
Co do ciekawych lekcji - córka najlepiej wspomina lekcję (liczba pojedyncza) gdzie był mikroskop, fizykę czy chemię z doświadczeniami. No, ale jedna czy dwie takie lekcje to kropla.
Teraz na lekcjach albo kończą w tempie zawrotnym program (żeby był dupochron dla kadry), albo robią testy, żeby dobrze wypaść w kwietniu. Osobiście jestem przerażony i jeśli tak ma wyglądać liceum/technikum (a na to wygląda po kolejnych genialnych pomysłach ministerstwa), to ja sie zastanawiam jakim cudem u nas są naukowcy i specjaliści.
Gościnny - ale Ty nie rozumiesz tego, że jest 'lecenie z materiałem' właśnie dlatego, że nauczyciel nie ma wolnej ręki, tylko ma zrobić to, to to i tamto, a jak się nie wyrobi to się musi tłumaczyć? Nie ma tłumaczenia "klasa nie mogła pojąc" albo "przepadło kilka lekcji". Nie ma.
Nauczyciel zamiast uczyć tak jak potrafi i lubi, zamiast uczyć tego, co uważa za przydatne życiowo i ciekawe, musi robić to, co mu sztywno każe Ministerstwo.
Materiał z LO przerzucono do gimnazjum, napchano im przedmiotów tak, że codziennie mają po 7 lekcji, a do tego narzuca się "przyjazną szkołę", która ma organizować happeningi, wyjazdy, apele, uroczystości, brać udział w pierdyliardzie konkursów, akcjach społecznych, projektach... narzuca się im takie tempo i taką ilość materiału, przy okazji ucinając godziny na ich realizację (od nowego roku bodajże zostają ucięte godziny dyrektorskie, które dyrektor dawał nauczycielom jako dodatkowe godziny przedmiotów), że ja im się wcale nie dziwię, że nie chcą się uczyć. W wielu przypadkach to nie "lenistwo". To naturalna reakcja obronna organizmu wręcz.
Kółka prowadzone z tzw. godzin karcianych to jest w ogóle paranoja i porażka.
Ja na takich zajęciach mam czasem jedną osobę, czasem 3, czasem 5, czasem 15, a zdarza się, że muszę przyjąć 30 osób... i przygotuj sobie plan pracy, zrób coś "systematycznego", utrzymaj ciągłość i logikę realizowanego materiału.
Dodam, że na takie kółko potrafi przyjść kilka osób z I klasy, kilka z II, kilka z III gimnazjum... jedni dopuszczający, inni bardzo dobrzy...i realizuj te same treści...
I tak, są "profity" z olimpijczyków - sukcesy szkoły to uśmiech na twarzy jednostki zarządzającej, a to się przekłada na ciekawszy budżet. Szkoła pracująca z osobami słabymi dodatkowych pieniędzy nie dostanie, bo nie ma 'efektów'. Liczy się rozgłos, liczą się sukcesy, liczą się gwiazdy, które będą ciągnąć PR szkolny w regionie. Liczy się idąca za tym kasa.
Oczywiście, że system edukacji fatalnie funkcjonuje, w żadnym momencie go nie broniłem. Bronię tylko nauczycieli, bo to nauczyciele są tutaj chłopcami do bicia.
Robimy to, czego od nas wymagają przełożeni. Osoby ambitne i pomysłowe rozbijają się o ścianę zwaną "przepisy, rozporządzenia, egzaminowanie zewnętrzne i ranking szkół w gminie (od którego zależy budżet...)".
Dlatego zgadzam się z Tobą - schematy, klucze, brak samodzielnego myślenia.
Nie zgadzam się i nie zgodzę się długo jeszcze natomiast, że to wina nauczycieli i że nauczyciele celowo smęcą, nudzą i tłamszą kreatywność w uczniach.
Nauczyciele mają swoich przełożonych, w postaci kilku instancji nawet. Nauczyciele mają ciągłe kontrole (tylko w tym roku w szkole było już 7 różnych kontroli - od budowlanych po dziennikowe) i żyją w wiecznej niepewności co będą uczyć za rok - co im Ministerstwo nowego wymyśli.
Ja rozumiem, że z boku to nauczyciel jest panem i władcą oświaty, przed którym drży sam Minister Edukacji... heh. Po wejściu w ten system się widzi, że jednak to nie takie kolorowe. Jesteśmy malutkimi trybikami w rozgrywce politycznej Ministerstwa. Zgnoić służbę zdrowia, zgnoić autorytety, zgnoić kadry oświatowe, zapewnić sobie posłuszne społeczeństwo. To się dzieje.
Nauczyciel zamiast uczyć tak jak potrafi i lubi, zamiast uczyć tego, co uważa za przydatne życiowo i ciekawe, musi robić to, co mu sztywno każe Ministerstwo.
Materiał z LO przerzucono do gimnazjum, napchano im przedmiotów tak, że codziennie mają po 7 lekcji, a do tego narzuca się "przyjazną szkołę", która ma organizować happeningi, wyjazdy, apele, uroczystości, brać udział w pierdyliardzie konkursów, akcjach społecznych, projektach... narzuca się im takie tempo i taką ilość materiału, przy okazji ucinając godziny na ich realizację (od nowego roku bodajże zostają ucięte godziny dyrektorskie, które dyrektor dawał nauczycielom jako dodatkowe godziny przedmiotów), że ja im się wcale nie dziwię, że nie chcą się uczyć. W wielu przypadkach to nie "lenistwo". To naturalna reakcja obronna organizmu wręcz.
Kółka prowadzone z tzw. godzin karcianych to jest w ogóle paranoja i porażka.
Ja na takich zajęciach mam czasem jedną osobę, czasem 3, czasem 5, czasem 15, a zdarza się, że muszę przyjąć 30 osób... i przygotuj sobie plan pracy, zrób coś "systematycznego", utrzymaj ciągłość i logikę realizowanego materiału.
Dodam, że na takie kółko potrafi przyjść kilka osób z I klasy, kilka z II, kilka z III gimnazjum... jedni dopuszczający, inni bardzo dobrzy...i realizuj te same treści...
I tak, są "profity" z olimpijczyków - sukcesy szkoły to uśmiech na twarzy jednostki zarządzającej, a to się przekłada na ciekawszy budżet. Szkoła pracująca z osobami słabymi dodatkowych pieniędzy nie dostanie, bo nie ma 'efektów'. Liczy się rozgłos, liczą się sukcesy, liczą się gwiazdy, które będą ciągnąć PR szkolny w regionie. Liczy się idąca za tym kasa.
Oczywiście, że system edukacji fatalnie funkcjonuje, w żadnym momencie go nie broniłem. Bronię tylko nauczycieli, bo to nauczyciele są tutaj chłopcami do bicia.
Robimy to, czego od nas wymagają przełożeni. Osoby ambitne i pomysłowe rozbijają się o ścianę zwaną "przepisy, rozporządzenia, egzaminowanie zewnętrzne i ranking szkół w gminie (od którego zależy budżet...)".
Dlatego zgadzam się z Tobą - schematy, klucze, brak samodzielnego myślenia.
Nie zgadzam się i nie zgodzę się długo jeszcze natomiast, że to wina nauczycieli i że nauczyciele celowo smęcą, nudzą i tłamszą kreatywność w uczniach.
Nauczyciele mają swoich przełożonych, w postaci kilku instancji nawet. Nauczyciele mają ciągłe kontrole (tylko w tym roku w szkole było już 7 różnych kontroli - od budowlanych po dziennikowe) i żyją w wiecznej niepewności co będą uczyć za rok - co im Ministerstwo nowego wymyśli.
Ja rozumiem, że z boku to nauczyciel jest panem i władcą oświaty, przed którym drży sam Minister Edukacji... heh. Po wejściu w ten system się widzi, że jednak to nie takie kolorowe. Jesteśmy malutkimi trybikami w rozgrywce politycznej Ministerstwa. Zgnoić służbę zdrowia, zgnoić autorytety, zgnoić kadry oświatowe, zapewnić sobie posłuszne społeczeństwo. To się dzieje.