To jest prawdziwa różnica. Nie żadne restrykcje tylko odebranie angielskiego futbolu ludowi, a oddanie go bogatym. Piłka nożna była zawsze sportem ludu, milionów ludzi z osiedli, slumsów, biednych dzielnic, która była i jest oderwaniem od wszelkich zmartwień, szansą wyrwania się do lepszego świata, całym życiem od małego dziecka gdzie w trampkach czy na boso kopie się ją wokół tabliczek - "zakaz gry w piłkę". Dla pieniędzy odbiera się ją i robi się z niej biznes. To jest zniewaga...
Finał piłkarskiego Pucharu Polski w Bydgoszczy zakończył się poważną porażką ruchu kibicowskiego. Zaczęło się obiecująco. Kibice Legii i Lecha opuścili trybuny, na których pozostawili transparenty krytykujące stosunek rządu i mediów do kibiców. Wydawało się, że komunikat pójdzie w świat. Po zakończeniu meczu w świat poszedł jednak zupełnie inny komunikat. To nie antyrządowe transparenty, lecz zupełnie inne obrazki zdominowały przekaz medialny. A miało być inaczej: po powrocie na trybuny kibice Legii i Lecha mieli zaprezentować wzorowy doping, dopełniający obraz cywilizowanych, choć niepokornych kibiców. Gdy wykonano ostatni rzut karny, okazało się jednak, że kibicowskie stowarzyszenia nie mają pełnej kontroli nad młodymi chłopakami z Bródna czy Jeżyc. Zgodnie z ustaleniami między Stowarzyszeniem Kibiców Legii Warszawa a Wiarą Lecha kibice mieli nie wbiegać na boisko. Ale nikt nie był w stanie tego wyegzekwować. To poważny cios dla ruchu kibicowskiego.
Tusk cudotwórca
Tę obserwację, widoczną raczej tylko dla wtajemniczonych, przykrył pierwszy cud Donalda Tuska: premier w ciągu jednej nocy najbezpieczniejszy stadion w Polsce, czyli stadion Legii, zamienił w najniebezpieczniejszy. Potem był cud drugi, jeszcze potężniejszy: niebezpieczny okazał się także jeden ze stadionów, na których będą rozgrywane mecze na Euro, co jest skądinąd informacją o wymiarze międzynarodowym. Jeszcze w środę poznańska policja uważała, że mecz Lecha z Górnikiem nie zagraża niczyjemu bezpieczeństwu, ale już w czwartek stadion przy Bułgarskiej stał się niebezpieczny. Jest to jednak tylko cud tymczasowy, bo stadion będzie niebezpieczny do soboty. W niedzielę, gdy pojawią się na nim sympatycy poznańskiej Warty, znów stanie się bezpieczny. Uff… Może to kibice Lecha czynią ten obiekt niebezpiecznym? Ale to pod warunkiem, że pobiją się sami ze sobą. Obecnie bowiem w związku z remontem (remont nowego stadionu to zresztą osobny temat), nie są nań wpuszczani kibice przyjezdnych. Tak więc kibice Lecha są niebezpieczni sami dla siebie.
Pora zejść na ziemię. Cudowności w działaniach Donalda Tuska jest niewiele, sporo zaś starej dobrej odpowiedzialności zbiorowej. Na Lecha i Legię chodzi przeciętnie w sumie 35 tys. osób tygodniowo. Karty kibica ma kilkaset tysięcy. W Bydgoszczy rozrabiało góra 200 osób. To promil rzeszy sympatyków obu klubów. Karę poniosą wszyscy. Dlaczego? Ponieważ Donald Tusk to twardziel. Szeryf, który bez mrugnięcia okiem walczy z patologiami. Nieważne, czy chodzi o dopalacze, pedofilów czy kibiców. Medialna burza musi być. Większość społeczeństwa, która stadiony widuje co najwyżej w telewizji, działania rządu kupi. A to cel nadrzędny. Nikt nie nagłośni informacji, że z roku na rok liczba incydentów na stadionach piłkarskich spada, co przyznaje policja. Tendencja jest wyraźna, a porównania z pełnymi agresji latami 90. są nie na miejscu. Mamy więc do czynienia z paradoksem – im bezpieczniej na stadionach, tym ostrzejsza walka z „kibolstwem”.
Tusk straszy opinię publiczną „kompromitacją” podczas Euro 2012, żerując na niewiedzy większości społeczeństwa. Szansa, że 100 bojówkarzy wylosuje bilety na jeden i ten sam mecz Euro jest mniej więcej taka jak to, że Ryszard Kalisz (wszak zapalony tenisista) wygra Wimbledon. Zresztą, powiedzmy szczerze: większość tego towarzystwa mecze piłkarskiego Euro interesują równie mocno, co Puchar Świata w saneczkarstwie. Jeśli problem się pojawi, to nie na stadionach, lecz w strefach kibica. Tam jednak problemem mogą być chuligani w ogóle, a nie mityczni „kibole”.
Zapomniał Donald, jak „kibolem” był
Donald Tusk ma osobisty powód, aby nie lubić kibiców. Co prawda sam był w latach 70. prominentnym kibicem, czy – jak by powiedziały dzisiejsze media – kibolem Lechii Gdańsk. Znając relacje Tomasza Wołka o sławnych wyczynach premiera, można by go nawet nazwać, jak jedna z redaktorek stacji TVN24, pseudokibolem (sic!). Widać z kibicowskiej solidarności pozostało niewiele. Liczy się polityka. A tej wiosny kibice zaczęli Tuskowi na tym polu bruździć. Transparentów o treści „Miały być drogi. Jest drogi cukier”, takich „szmat” (cytując dziennikarzy działu sportowego „Gazety Wyborczej”), na oczach blisko stutysięcznej widowni ligowej kolejki wywieszać nie wolno. Komisja Ligi każdemu klubowi przysoliła po tysiąc złotych kary za „transparenty niezwiązane z meczem”. W odpowiedzi zawisły kolejne transparenty niezwiązane z meczem: „Witamy w Tuskolandii. 1000 zł kary za krytykę rządu”.
Against Modern Football
I w tym miejscu dochodzimy do istotnego sporu o charakter piłkarskich stadionów. Czy mają być one miejscem, gdzie widzowie (bo już nie kibice) podziwiają występy wirtuozów piłki kopanej? Czy może miejscem artykulacji społecznych nastrojów i społecznego gniewu – niezależnie od politycznych kolorów? To jedna ze stawek dzisiejszego konfliktu kibiców z rządem i częścią mediów.
Cały spór ma jednak znacznie szerszy wymiar. Zajął się nim w jednym ze swoich filmów Ken Loach. Bohaterowie Szukając Erica to w większości fanatyczni kibice Manchesteru United. Jeżdżą na wyjazdowe mecze za swoją ukochaną drużyną po całej Anglii. Wiernie meldują się w miejscowym pubie, gdy tylko United wybiega na zieloną murawę – żaden z nich od dziesięciu lat nie pojawił się natomiast na stadionie swojego ukochanego klubu. Old Trafford, stadion zwany „Teatrem Marzeń”, jest dla nich niedostępny. Dlaczego? „Wymiana publiczności”. Jeszcze w latach 80. futbol w Anglii był sportem klasy robotniczej i to jej przedstawiciele zapełniali trybuny. Dzisiaj stadiony piłkarskie zasiedlają przedstawiciele klasy średniej, ze wskazaniem na jej wyższą część. Przyczyna? Stopniowa podwyżka cen biletów. Rok po roku. Funt po funcie. Dzisiaj średnia cena biletu na mecz angielskiej Premiership jest cztery razy wyższa niż na mecz niemieckiej Bundesligi. Starym kibicom i ich potomkom pozostało oglądanie meczów w telewizji i wspominanie starych dobrych czasów. Jak pokazuje film Loacha, dla młodego przedstawiciela working class jedyną szansą na zdobycie biletu na mecz ukochanej drużyny jest… wstąpienie do lokalnej grupy przestępczej, której boss hojnie nagradza swoich kompanów wejściówkami. Kibicom Manchesteru United taki stan rzeczy nie odpowiada. Dlatego, tak jak wielu fanów innych angielskich drużyn, prowadzą walkę z nowymi właścicielami klubu (podobnie jak swego czasu sympatycy Legii Warszawa). Zakładają także własny klub piłkarski. Zasady jego działania nie pozwalają utożsamiać klubu piłkarskiego z nastawionym na zysk przedsiębiorstwem. Są częścią ruchu „Against Modern Football”.
Ten konflikt toczy się również w polskich warunkach. Czy kluby mają być przedsiębiorstwami zapewniającymi rozrywkę, colę i hamburgera przedstawicielom klasy średniej? Czy miejscem skupiającym kibiców, których często trudno nazwać wygranymi transformacji, a którzy jednak kochają swój klub miłością przez duże M i lubią na stadionie wykrzyczeć, co im leży na wątrobie?
W Polsce ostrość tego sporu zaciemnia obraz chuligana w kominiarce i klubowym szaliku. Z chuligaństwem walczyć należy. Najlepiej jednak u społecznych źródeł tego typu postaw. Podobnie jak należy walczyć z przestępczością zorganizowaną, działającą niekiedy pod przykryciem klubowego szalika. Pamiętajmy jednak, że nawet ostatnie nagłośnione zatrzymania kibiców pokazują, że zorganizowana przestępczość nie dotyczy wszystkich grup kibicowskich, tylko pojedynczych ekip. Jest to jednak rak, który należy usuwać, tak jak walczy się z przestępczością zorganizowaną. Zamykanie stadionów dla dziesiątków tysięcy kibiców to nie najlepszy sposób.
Ziobryzm stosowany
Jakie narzędzia walki z chuliganami proponuje rząd ? 1. Zakazy wejścia na wszystkie mecze piłkarskie w Polsce. Proszę bardzo, sądy mogą zresztą o takich zakazach orzekać już dzisiaj. 2. Zamykanie stadionów? Dlaczego to najgorszy z możliwych sposobów, już trochę pisaliśmy. 3. Sądy na stadionach? Pachnie ziobryzmem w czystej postaci. Zdaniem ekspertów szykuje się jeszcze większa kompromitacja niż w przypadku sądów 24-godzinnych. 4. Zakazać wyjazdów. Ten patent testują obecnie Grecy. Niedawno oni również rozgrywali finał krajowego pucharu, AEK Ateny kontra Atromitos Ateny. Skończyło się taką zadymą, że grający w Atromitosie byli reprezentanci Polski Marcin Baszczyński i Marek Saganowski już pakują walizki i marzą o powrocie na bezpieczne polskie stadiony.
Jakich stadionów chcemy?
Grecję pozostawmy miłośnikom mocnych wrażeń. Anglię traktujmy jako przestrogę. Rzućmy jednak okiem za zachodnią granicę – pełne stadiony, chóralne śpiewy, klubowe flagi i bilety już od kilku euro. Zamiast więc razem z rządzącymi i częścią mediów zastanawiać się, jak „wytępić całe to bydło”, zastanówmy się, jak przybliżyć się do Bundesligi.
ad2222 pisze:A właśnie oglądnąłem sobie relację z meczu Legia-Korona.
Dało się spokojnie kibicować, jedni z jednej strony stadionu drudzy z drugiej, bez 'sił specjalnych' i dodatkowych zabezpieczeń? DAŁO SIĘ! Czyli można kibicować 'normalnie' - pokrzyczeć, pośpiewać, a po meczu rozejść się do domów. Wtedy nawet policja nie będzie potrzebna, a ochrona chyba tylko po to, żeby pokazać młodym matkom drogę do pokoju gdzie mogą przewinąć swoje dzieci...
Gdyby tak wyglądało kibicowanie na co dzień, to podejrzewam, że i na piro by pozwolili...
Niestety, jakieś 2-3% kibiców (nazywanych 'kibolami') dyktuje warunki reszcie - ta reszta nie ma jaj, żeby się temu przeciwstawić, i albo dołącza do nich, albo stula uszy po sobie i ucieka jak najdalej.
Tylko, że pod stadion przyszli z transparentami ci kibole z Żylety, a nie rodziny z dziećmi, które Tusk chce ponoć ściągać na stadiony, im zamknął je i zostali w domu.
Ravir pisze:Deto - BYŁEM i WIDZIAŁEM - po za tym mój znajomy pracuje w Policji w Baltimore a drugi w FBI. I Wierz mi - demokracja w USA jest TYLKO do pewnego poziomu - spróbój zacząć pyskować w czasie zwykłej kontroli drogowe to glina zwali ciebie na twarz, skuje - a jak zaczniesz się szarpać to dostaniesz jeszcze zarzuty o utrudianie czynności i napaść. Sam widziałem pacyfikacje antyglobalistów - na WŁASNE oczy - ZOMO tak nie pałowalo, lało wodą i gazowało jak robiła to Amerykańska Policja. U nich jest tak, jak jesteś grzeczny i wykonujesz to co ci policja każe jest OK, siedzisz w samochodzi, policjant prosi o papiery dajesz i spokój. Ale spróbój zacząć "fikać" - za pyskowanie które u nas jest normą - w USA trafia się przed są za obrazę funkcjonariusza.
no właśnie to jest debilny kraj pod każdym względem. Sporty amerykanskie to jakiś kosmiczny wymysł z popcornem na trybunach, tylko piłka nożna zagościła tam na nasz wzór.
Chociaż zdarzają sie tam jazdy po meczach np. futbolu amerykanskiego, ale na murzynską hołote nie ma recepty, wystarczy zobaczyć na Afrykę gdzie panuje totalna dzicz. Troche paradoksalnie to wygląda gdy fani z czarnoskórej Afryce bawią się, śpiewają, grają na trąbkach, a potem lecą jak dzicz tratując się na wzajem jak ich nie wpuszcza na mecz czy jak padnie zły wynik. Ale cóż, taki mają styl, najważniejsze piłka nożna dla kibiców, ważne że fanatycznych, a jak to przejawiają to cóż - co kraj to obyczaj.
Keleos pisze:Tylko dlaczego podajemy przykłady i ciągle uzywamy (jako polacy) przykładów z inych krajów tylko wtedy, gdy nam to pasuje.
... powiedział Deto, który na zarzuty przeciwko pirotechnice na meczach wyskakuje z linkami do pirotechniki na ZAGRANICZNYCH stadionach...
To jest futbolowa kultura i władzom nic do niej.
ad2222 pisze:
I założę się, że tam żaden policjant nie będzie pisał próśb o sprzedaż biletu takiemu kibolowi.
Koleś jako jedyny zachował się zgodnie z literą prawa i zostaje wyrzucony. Staruch nie ma żadnego sądowego zakazu. Stał się medialną gwiazdą i zrobiono z niego bandytę, co by się nie działo, gdzie by się nie pojawił to sensacja.