To już wiemy na co idą pieniądze z kar dla klubów.
Firma Warbud S.A. wybuduje nową siedzibę PZPN według projektu katowickiego Konior Studio - zdecydował zarząd związku. Powstanie na warszawskim Wilanowie, ale nie wiadomo, kiedy budowa się rozpocznie i kiedy obiekt będzie gotowy. Według komunikatu PZPN, nowa siedziba będzie "biurowcem klasy A z wielostanowiskowym garażem podziemnym oraz towarzyszącą mu infrastrukturą". Powstanie na działce o powierzchni 2,587 tys. metrów kwadratowych, znajdującej się przy zbiegu ulic Sobieskiego i al. Wilanowskiej.
Przetarg na budowę siedziby został ogłoszony 4 października 2010 roku. Wzięło w nim udział 13 firm. Związkowa Komisja Przetargowa najpierw udzieliła rekomendacji pięciu firmom, później zarząd zdecydował o negocjacjach z dwoma, aż zdecydowano się na wybór głównego wykonawcy.
PZPN nie chce zdradzić żadnych szczegółów inwestycji. - Na razie wybrano tylko projekt i wykonawcę. Teraz przedstawiciele wszystkich zainteresowanych stron będą omawiać wszelkie szczegóły. Na razie za wcześnie jest mówić, kiedy budowa może się rozpocząć i kiedy moglibyśmy się przeprowadzić do nowej siedziby. Koszty są oczywiście tajemnicą handlową - powiedziała PAP rzeczniczka prasowa PZPN Agnieszka Olejkowska.
- Wiadomo, że nowa siedziba nie powstanie przed Euro 2012 - dodała.
- Nie otrzymaliśmy jeszcze oficjalnej wiadomości o wyborze naszej oferty, dlatego nie możemy udzielić żadnych informacji - powiedziała PAP Agnieszka Wąsowska z działu PR Warbud S.A.
Obecnie PZPN zajmuje półtora piętra - ponad 50 pokoi na prawie 1300 metrach kwadratowych - w budynku przy ul. Bitwy Warszawskiej 7 na Ochocie.
ŚWIETNIE! BARDZO SIĘ CIESZYMY
Wkleje dwa artykuły oddające to co się dzieje:
Ostatnio nie można otworzyć niczego, by nie było tam nic o kibolach. Kibole leją (najpierw na mury, potem po mordzie – Wrocław), kibole plują (Poznań), kibole rzucają racami (Kowno), kibole się awanturują (wszędzie, na przykład w Ostródzie), kibole rozdają lepy na czoło (Staruch w Warszawie), kibole rozdają gazetki (Kielce), kibole idą w demonstracji z niewłaściwymi hasłami (Poznań), kibole śpiewają Bogurodzicę (Wrocław), malują niepoprawne politycznie grafy (też Wrocław), kibole piszą o Hitlerze (niżej podpisany), kibole mają czelność zarabiać pieniądze (Poznań), kibole chcą uczyć młodzież żyć według własnych standardów (cała Polska), a ponadto mieszają się do polityki (Gdańsk)…
O właśnie. Polityka. Media boli, że kibole maja swoje zdanie w tym temacie. W Trójmieście rozgorzała wojna o baner, jaki za kilka godzin (piątek 8 kwietnia 2010, godzina 18:00) będą na gmachu Solidarności rozwieszać fanatycy Lechii. Kibice i tak zrobią swoje, ale dziennikarzyny pilnujące jedynej słusznej opcji dopatrują się w tym nacjonalistycznego spisku.
Politycy mogą na kiboli nakładać jakieś drakońskie przepisy, natomiast kibole nie mają prawa interesować się polityką i zabierać głosu w dyskusji politycznej… Interesujące widzenie świata, interesujące.
Wyjaśnili o co chodzi
Dlaczego środowisko pseudointelektualistów boi się kibiców? Do niedawna wydawało się nam (kibicom), że stanowimy doskonały temat zastępczy. Media są za rządem, rząd ma w nosie społeczeństwo i jego problemy, za to zadłuża kraj niebotycznie. Lecz po co pisać o problemach ekipy Tuska, i jeszcze go pogrążyć, skoro można robić dzienniki o kibolach.
Jednak niedawno w poznańskim wydaniu „Głosu Tel Awiwu” pismacy tej gazety pokazali, czego tak naprawdę się boją.
To jest zwierzęcy strach
Oni się nas boją. Najzwyczajniej, po ludzku. Srają ze strachu. Bo naruszamy ich interesy.
W zasadzie wystarczy przeczytać ów artykuł, by wiedzieć co ich obchodzi. I dlatego pod spodem cytujemy całość. Ale wiedząc, że wypociny nie są skierowane do czytelników analitycznych, sami najpierw wypunktujemy to, co ich boli. A o czym piszą jawnie.
1. Boją się „zawłaszczenia” przez kibiców patriotyzmu. Bo kibic jest radykalny. Zatem kibic – patriota z natury będzie skrajny. A to „im” nie pasuje. Oni wolą takich patriotów, którzy w najgorszym (dla nich) razie pomachają chorągiewkami, ale gdy przyjdzie godzina próby, to za ojczyznę umierać nie zechcą. Kibole mogą chcieć przelewać krew za „naszą sprawę”. Wiedzą o tym, to jest groźne z ich punktu widzenia.
Oczywiście, że celem nadrzędnym dla „nich” jest wynarodowienie Polaków. Jednak o tym, czy mamy być bezwolnym ludem Unii Europejskiej, czy docelowo pomysł na mieszkańców kraju między Odrą a Bugiem jest inny – tego już nie piszą.
2. Boją się siły politycznej. Zauważyli, że kibice wprowadzają do różnych ciał swoich przedstawicieli. A to jest dla nich groźne. Bo się okazuje, że demokracja, o którą „oni” tak walczą, może być legalnie wykorzystywana nie tylko przez nich samych. A to jest już problem.
3. Boją się siły ekonomicznej. Boli ich, że Litar w Poznaniu robi biznes na cateringu. Gdyby ten sam catering, z tymi samymi cenami i tym samym poziomem usług był opanowany przez Icka Szwajbacha, wszystko byłoby w porządku.
4. Boją się przyszłościowego myślenia. Kibolstwo nie ma prawa (według „nich”) zaszczepiać wśród młodzieży swojego sposobu patrzenia na świat. Dzieci muszą być indoktrynowane przez „nich”. Redakcja Fana posiada twarde dowody na to, że starają się poprzerabiać nasze, polskie dzieci na lewackich gamoni. Zresztą cała oświata jest na to nastawiona. Tymczasem kibice chcą wychowywać młode pokolenie w zupełnie innym systemie wartości. To nie jest dla „nich” niebezpieczne na teraz. To jest niebezpieczne w przyszłości.
Roman Zieliński, KP
Fot. wirtualnapolonia.com, wroclawianie.info
Artykuł jest długi i „męczy oko”. Ale warto przeczytać te treści, żeby wiedzieć, czego oni się boją. I jak bardzo się boją:
Kandydaci „Wiary Lecha” do rad osiedli w swoich programach na pierwszym miejscu postawili „organizację akcji patriotycznych”. Tyle że patriotyzm, który chcą promować kibole, dryfuje niebezpiecznie blisko nacjonalizmu i ksenofobii – komentuje dziennikarz „Gazety” Piotr Żytnicki.
Gdy niedawno pewien kibic zaproponował w internecie założenie Polskiej Partii Kiboli, która domagałaby się legalizacji petard na trybunach i promowała „kibolski styl życia”, inni kibice go wyśmiali. Chyba przedwcześnie.
W niedzielnych wyborach do poznańskich rad osiedli własnych kandydatów wystawiło Stowarzyszenie Kibiców „Wiara Lecha”. Kandydatów, w większości studentów, było tylko 13, czyli mniej niż wyborczych okręgów. Do rad weszła mniej niż połowa, bo tylko pięciu kandydatów. Pozostałym nie pomogła nawet nadzwyczajna mobilizacja kiboli na forum „Wiary Lecha”.
Ale nie można tego wydarzenia bagatelizować. „Wiara Lecha” zrobiła coś, czego nie uczyniło dotąd żadne kibolskie stowarzyszenie w kraju. Opuściła trybuny już nie po to, by zrobić świąteczne paczki dla domów dziecka. „Wiara Lecha” ruszyła po władzę.
Najpierw był doping
Gdy kibole Lecha skrzyknęli się 11 lat temu, zresztą na forum „Gazety Wyborczej”, przyświecały im inne cele. To były trudne czasy dla Lecha, pustkami świecił stadion i klubowa kasa. Kibole zajęli się więc dopingiem i oprawami, by przyciągnąć poznaniaków na mecze. Cztery lata później zarejestrowali stowarzyszenie. „Wiara Lecha” miała promować futbol, podnosić poziom kultury i bezpieczeństwa na stadionie, a także zabezpieczać interesy kiboli. I jeśli dzisiaj można gdzieś doszukiwać się zapowiedzi politycznych aspiracji, to chyba tylko w tym ostatnim punkcie.
„Wiara Lecha” przejęła sprzedaż biletów na wyjazdowe spotkania, jej szef Krzysztof Markowicz, ksywa „Litar”, dostał w klubie etat specjalisty od kontaktów z kibicami, a jego znajomi bojówkarze do dzisiaj wyręczają ochronę w pilnowaniu porządku na stadionie. Wielu ma opasłe kartoteki na policji, w których roi się od ustawek, narkotyków, gangów i strzelanin. Tak dokonała się pierwsza ekspansja – przejęcie stadionu.
Potem szef kiboli dostał na wyłączność catering na stadionie. Zarabia rocznie 2 mln zł na sprzedaży kiełbasek zwykłym kibicom i na wykwintnym cateringu dla VIP-ów. Na lewo zajmuje magazyn pod trybuną. I tak dokonała się kolejna ekspansja – ekonomiczna.
„Gazeta” pisała o tym, ale władzom miasta i Lecha Poznań taki układ nie przeszkadza. „Litarowi” na sucho uszło nawet oplucie i sponiewieranie rodziny z dziećmi, która przyszła na poznański stadion.
Kibolski styl życia
Jarosław Pucek, członek zarządu „Wiary Lecha”, na co dzień dyrektor Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych, przed wyborami zamieścił w internecie nagranie: „W sobotę wszyscy jesteśmy na meczu i głośno dopingujemy. Nie zapominajcie jednak, że nasze obowiązki nie kończą się na sobocie. W niedzielę wszyscy idziemy głosować na kiboli”.
Rządzenie stadionem i zarabianie na nim nie wystarcza już kibolom. Jesteśmy świadkami kolejnej ekspansji, w której wystawienie kandydatów do rad osiedli wydaje się tylko środkiem do celu.
Nie o władzę dla władzy tu bowiem idzie, nawet nie o wpływ na rozwój miasta, jak twierdzi Jarosław Pucek. Wystarczy przeczytać programy wyborcze kandydatów „Wiary Lecha”, żeby zrozumieć, że cel jest inny, ważniejszy, bardziej dalekosiężny. To wpojenie młodemu pokoleniu własnych przekonań. Własnej wizji świata, tego, co oni sami nazywają „kibolskim stylem życia”.
W swoich programach wyborczych nie stawiali na pierwszym miejscu placów zabaw czy dziur w drogach. Ich najważniejszym celem była „organizacja akcji patriotycznych i rozpowszechnianie wiedzy o historii Wielkopolski.”
Tyle że patriotyzm, który chcą promować kibole, dryfuje niebezpiecznie blisko nacjonalizmu i ksenofobii. Obcy jest wrogiem. Nie ma miejsca dla tolerancji, dla otwarcia na świat. Krzywo patrzy się nawet na Unię Europejską.
Jak wyglądają akcje patriotyczne, „Wiara Lecha” pokazała podczas marszu, który miał upamiętniać zwycięstwo powstania wielkopolskiego. Niesiono transparent: „Kosowo jest sercem Serbii”. To hasło serbskich nacjonalistów. Na stronie „Wiary Lecha” kibole napisali, że jego wymowy tego „w tych dniach chyba nie trzeba szerzej tłumaczyć.” Tego samego dnia, pod hasłem serbskiego Kosowa, w Warszawie manifestowali Autonomiczni Nacjonaliści, zaś we Wrocławiu Narodowe Odrodzenie Polski. Akurat mijała rocznica ogłoszenia niepodległości przez Kosowo.
Marszałek wielkopolski Marek Woźniak powiedział potem, że Wiara Lecha wykorzystała marsz do szerzenia treści jednoznacznie szowinistycznych i nacjonalistycznych. I dodał, że „nie da się tego nazwać inaczej, jak manipulacją i wykorzystaniem patriotycznych uczuć Wielkopolan”.
Kibolska subkultura pełna jest nietolerancji i uprzedzeń. Ostatnio w czasie meczu Lecha z Widzewem Łódź słychać było „Wygramy, wygramy, Żydów pokonamy”. Lech został ukarany za antysemickie okrzyki.
Nasze najważniejsze zadanie
Samorządowcy nie widzą zagrożenia, jakie niesie takie pojmowanie patriotyzmu. „Wiara Lecha” pochwaliła się właśnie zdobyciem 1,5 tys. zł na poprowadzenie zajęć o XX-wiecznej historii Gniezna. Kibole wystartowali w otwartym konkursie i dostali grant od miasta. „Litar” ich chwali: „To wskazówka, gdzie szukać pieniędzy na różnoraką działalność”. Tylko czekać aż w Poznaniu osiedlowi radni „Wiary Lecha” też sięgną po miejskie pieniądze na takie promowanie patriotyzmu.
„Wiara Lecha” idzie dalej. Na ostatni mecz z Jagiellonią Lech za darmo wpuścił na stadion 1,3 tys. dzieci z przedszkoli, szkół i domów dziecka. „Litar” chciałby darmowy sektor dziecięcy stworzyć na stałe.
Na forum „WL” pisze wprost: „Każdy musi sobie uświadomić, że to najważniejsza akcja jaką do tej pory przeprowadzaliśmy, bo to inwestycja na przyszłość. To szansa na zarażenie dzieci Lechem i kibolami”.
Mówiąc prościej: robić pieniądze jest fajnie, ale prawdziwą satysfakcję da nam dopiero zdobycie rządu dusz, gdy wpłyniemy na to, co myśleć mają i jak żyć będą młodzi poznaniacy.
Oczywiście – o rządzie dusz marzy każdy ruch społeczny, i każdy może startować w wyborach. Ale ksenofobiczna, kibolska wizja świata jest wyjątkowo niebezpieczna. Warto uświadomić to sobie już teraz.
Bo na radach osiedli ekspansja „Wiary Lecha” z pewnością się nie skończy. Już za trzy lata wybory do rady miasta. W „Wiarze Lecha” są i studenci, i prawnicy, i urzędnicy. To bardzo prawdopodobne, że znajdą się na listach wyborczych.
„Lech i Bułgarska to jest nasz drugi dom, ale Poznań jest naszą drugą ojczyzną i nie możemy pozostać bierni”, apelował do kiboli Jarosław Pucek.
Prezydent Poznania i radni od dawna starali się wkraść w łaski „Wiary Lecha”. W końcu kibice to liczna i zdyscyplinowana grupa wyborców. Dziś kibole oficjalnie wchodzą do polityki. Pokazanie się w szaliku „Kolejorza” na stadionie może już nie wystarczyć dla zyskania ich sympatii. Na jakie ustępstwa będą gotowi pójść poznańscy samorządowcy?
Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań
http://www.fanslask.pl/?p=5245
oraz:
Życie jednak jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiadomo, co trafisz. Gdy wydawało się, że w temacie KIBOLI wszystko zostało już powiedziane, nastąpił szereg zdarzeń, który sprawił, że ręce same składają się do pisania.
Tyle się tego zebrało, że aż nie wiadomo, od czego zacząć.
Dzień Dobry TVN!
Dobry znajomy dał mi cynka, że w programie „Dzień Dobry TVN” Dorota Wellman i Marcin Prokop urządzili sondę pt. „Czy masz odwagę pójść na stadion?”. Ciekawe czy prowadzący sami na to wpadli, czy to ktoś z rodziny towarzysza Waltera poddał im temat? A może to sam medialny guru Mariusz, ten sam, który ocieplał wizerunek ZOMO w stanie wojennym?
Wynik łatwy do przewidzenia: 76 do 24 dla tych, którzy się boją. Po tak zmasowanej kampanii, aż dziwne, że 24 procent gospodyń domowych ma ochotę chodzić na mecze. Najwyższy czas spytać logopedów i entomologów. A potem subkulturę tych, którzy wiedzą jak kroić bezę.
Spytaj milicjanta
Potem, w niedzielę, oczy moje ujrzały kolejną odsłonę „Godziny Nienawiści” na TVP Sport.
Wybaczcie, nie mam pamięci do nazwisk, ale gośćmi red. Marka Jóźwika były osoby tematem zajmujące się na co dzień, teoretycznie znające go od podszewki.
„Dajcie nam nowe narzędzia!” grzmiał łysy pan pracujący w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. „Mamy problem z odróżnieniem rozrabiaczy od normalnych kibiców”. Jest na to gotowe rozwiązanie: strzelać do wszystkich jak leci. A tak serio: macie przecież monitoringi, listy imienne. Czego jeszcze potrzeba? Helikopterów ze snajperami na pokładzie? Jedynie media przychodzą z pomocą, bo gdyby zaprzestały gorzkich żali to paru pracujących za publiczne pieniądze darmozjadów poszłoby na bruk.
Tam, gdzie ja pracuję, gdy ktoś sobie nie radzi, mając te narzędzia, które są na stanie (nie, nie pracuję w ogrodnictwie), to leci na pysk. Wiem, że do milicji, a potem policji nie brali fizyków jądrowych, ale jeśli naprawdę chcieliby coś zrobić, to by mogli faktycznie zacząć zamiast tylko gadać. Bo przecież grozi nam wielka katastrofa. Że co? Że nie chodzi o to, żeby króliczka złapać, tylko żeby gonić. Żeby na czas Euro wprowadzić coś w rodzaju stanu wojennego. Sądy 24-godzinne, sądy na stadionach, słowo policjanta przeciw słowu kibica. Ciekawe komu sąd uwierzy? Spytaj milicjanta, on ci prawdę powie, spytaj milicjanta, on ci wskaże drogę…
Dlaczego w tej nierównej debacie nie może obowiązywać ton, którego użył Dariusz Rosiak w całkiem udanym artykule w weekendowej „Rzepie”? Facet trafnie opisał sytuację w rodzimym futbolu, może dlatego, że dużo podróżuje po Afryce. Wysmarować panów Lato, Rusko i Kręcinę pastą do butów i śmiało mogliby zasiąść na stołkach w jakimś Bantustanie. Styl działania na pewno by ich nie zdradził.
Tutsi i Hutu to mały pikuś
Znamienne były komentarze anonimowych internautów. Niejaki pan Adalbert pytał, czemu w Polsce legalnie sprzedaje się maczety. Tak drogi panie, rzeźnia w Rwandzie to nic w porównaniu z sytuacją na polskich stadionach. Trup ścieli się gęsto. Nie warto byłoby się nad takimi banialukami pochylać, gdyby nie to, że zamotana publika łyka wszystko jak młode pelikany. „Mamy dowody, że zatrzymani przemytnicy chodzili na mecze” - można usłyszeć w Radiu Zet w przerwie między Britney, a Whitney.
Kolejny komentarz: stadiony są wylęgarnią handlu narkotykami. Tam, gdzie ja uczęszczam na mecze, przy wejściu jest stoisko z haszyszem, heroiną i kokainą. Do wyboru, do koloru. Nie ma to jak mecz po załadowaniu sobie kompotu w żyłę.
Prowadzący program Marek Jóźwik pyta, czy mamy do czynienia z przestępczością zorganizowaną? Tak, jasne. „Litar” przy swym stanowisku z gastronomią każe mafijnemu narybkowi całować się w sygnet jak prawdziwy Don Corleone.
Stwórzmy nowego człowieka
W pewnym momencie do studia wkroczył red. Żytnicki z poznańskiego oddziału wiadomej gazety. W Pyrlandii przecież problem jest szczególnie nabrzmiały. Tam przebiega główna linia frontu o postęp i lepsze jutro. Redaktor Ż. wszedł na niespotykane dotąd Himalaje intelektu i spytał również Ciebie, drogi czytelniku: czy jesteś mentalnie gotowy, aby walczyć z tą kibolską tłuszczą? Złapmy się za ręce, niech nas zobaczą, wyzwólmy z siebie te ukryte pokłady. Stwórzmy nowego człowieka, lepszego mentalnie. Zadanie ambitne, acz wykonalne.
„Tylko Piłce” w odpowiedzi
I na koniec zostawiłem sobie kąsek najsmaczniejszy. Nasz portal został w końcu doceniony. Lata wytężonej pracy u podstaw i wreszcie zaczepił nas w tygodniku „Tylko Piłka”, pan redaktor Kamil Wójkowski. Panu redaktorowi nie spodobał się „lament” naszego wrocławskiego korespondenta Tomka Kwaśniaka i to, że on „uogólnia” w swym komentarzu dotyczącym debaty z udziałem panów Rusko, Laty, Kwiatkowskiego i Szpakowskiego. Rozumiem, że pana zdaniem dzięki emisji tego programu jesteśmy o krok bliżej rozwiązania „problemu”?
Pan Kamil pisze: „Naprawdę nie potrafię zrozumieć, jak piętnowanie stadionowego chuligaństwa można odczytać jako nagonkę na kibiców”.
Na pewno pan zna wiersz Juliana Tuwima o rzepce. Lekko go sparafrazuję:
„Gąska za kurkę,
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Piętnują, piętnują, napiętnować nie mogą!”
Gdzie jest kres tego piętnowania?
Jak już jesteśmy przy rzeczach niezrozumiałych: co złego jest w tym, że kibice, przepraszam, kibole Lecha kandydują do rad dzielnic z programem obejmującym „organizację akcji patriotycznych i rozpowszechnianie wiedzy o historii Wielkopolski”?
Ale czytam dalej: „Tyle że patriotyzm, który chcą promować kibole, dryfuje niebezpiecznie blisko nacjonalizmu i ksenofobii. Obcy jest wrogiem. Nie ma miejsca dla tolerancji, dla otwarcia na świat. Krzywo patrzy się nawet na Unię Europejską”.
Trzeba znać nie tylko podstawy parapsychologii, aby tak sprawnie czytać między wierszami.
Prawda jest taka, że w ostatnich latach kluby z wielkim wsparciem samorządów ogromnym kosztem poprawiły bezpieczeństwo na obiektach. Na stadionie nie ma się czego obawiać. Napiszę wielkimi literami: NA STADIONACH OD LAT NIE MA CHULIGAŃSTWA. Idącemu ulicą człowiekowi też może przecież spaść na głowę cegła, ale to jeszcze nie powód, żeby nie wychodzić z domu. Chyba tylko ktoś czerpiący wiedzę z telewizji może powiedzieć: marzę, aby pójść na mecz ze swoją rodziną. Ja chodzę i żyję.
Dla redaktora Wójkowskiego mam niestety jedną złą wiadomość: choćbyście w każdym numerze napisali słowo „Staruch” tysiąc razy i odmienili je przez wszystkie przypadki, żółta koszulka lidera w krucjacie antykibolskiej jest już dawno zajęta. Ale starajcie się, podium ciągle jest w zasięgu.
Żeby była jasność: jestem zdecydowanym przeciwnikiem przemocy. W każdej formie. Jeżdżę na mecze ponad ćwierć wieku i więcej krzywd spotkało mnie od panów w mundurach niż od kibiców - nawet drużyn przeciwnych. Ale czy to powód, żeby uogólniać? Widocznie miałem pecha.
I na koniec rada, nie chcę za nią wcale dużo pieniędzy.
Może by pan żurnalista wtopił się w tłum kibiców, pojechał na drugi koniec Polski, dostał pałą od humanitarnego funkcjonariusza i wtedy napisał, jak wygląda sytuacja? Bo na tym polega dziennikarstwo, a nie na mędrkowaniu zza biurka. Czy się mylę?
Zaryzykuję stwierdzenie, że mundurowi biją tak ochoczo, bo istnieje przyzwolenie na takie traktowanie kibolskiego bydła. Przecież policjanci też oglądają TV i też na swój specyficzny sposób przeżuwają wiadomości płynące ze szklanego ekranu. Bo chyba nie sądzi pan, że tych idących na końcu kibolskiej kolumny funkcjonariusz z gumowym przedmiotem pożądania grzecznie pyta: przepraszam, czy pan kibic, czy kibol?
Pewnie nieświadomie, ale za to najpełniej obowiązujący pogląd w sprawie wyraził aktor (?) Jarosław Jakimowicz, który w programie na antenie TVP z udziałem Pawła Zarzecznego stwierdził: „pseudokibic, kibic, dla mnie to jest to samo”.
Z kibolskim pozdrowieniem.
http://futbolnet.pl/wiadomosci/to-my-kibole