Wpis z FB Andrzeja Gerlacha - https://www.facebook.com/andrzej.gerlac ... 9579756590
A tutaj treść jakby ktoś nie miał FB (wytłuszczenia moje):
Od ostatniego weekendu cały Tarnów obiegła niepokojąca informacja, że w Szpitalu Wojewódzkim im. Św. Łukasza w Tarnowie, potwierdzono chorobę koronawirusa u jednego z kapelanów tej placówki. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie jednak pewne wydarzenia, które temu wydarzeniu towarzyszyły. Ponieważ przeprowadziłem swoje prywatne śledztwo w tej sprawie, podzielę się z Państwem moimi własnymi uwagami i wątpliwościami, pozostawiając ostateczne wnioski już samym czytelnikom.
Przypomnijmy zatem kilka faktów. Od 1 sierpnia tego roku, na zaplanowany wcześniej urlop udał się jeden z dwóch etatowych kapelanów wspomnianego szpitala. Tu zwrócę uwagę, że już od lat, wyrażam swoje zdumienie, że nasz tarnowski szpital posiada aż dwa etaty dla kapelanów. Zawsze wydawało mi się, że kapelan w szpitalu jest od tego aby odprawić Mszę św. i ewentualnie rozdać komunię zainteresowanym pacjentom przebywającym obecnie na leczeniu w takiej placówce. Znam ten szpital bardzo dobrze i gdybym był w nim kapelanem i rozdawał komunię chorym, nawet chodząc wówczas na kolanach, nie potrzebowałbym do tego ośmiu godzin. Co zatem robi tu dwóch młodych facetów przez osiem godzin dziennie? Dodam tu także, że osobiście widziałem ich wielokrotnie w "akcji", jak "przelatują" z komunią święta przez pokoje chorych, pytając czy ktoś jest nią zainteresowany. Świadomie piszę tu "przelatują", bo odbywa się to w takim tempie, i zapewniam że nie robią tego na kolanach, że nie można tego "przelatywania" nazwać inaczej niż to, że obaj chłopy są niemalże w "akcji".
Kiedy pytałem zaprzyjaźnione osoby z personeli szpitalnego, co robią codziennie obaj kapelani w ich szpitalu, otrzymałem takie odpowiedzi, że żadna nie nadaje się do publicznego cytowania. Odwdzięczę się za to personelowi szpitala i nie napiszę ile podobno dostają na konto obaj kapelani z budżetu tego szpitala, w ramach swojego uposażenia, żeby pielęgniarki i młodych lekarzy szlag dziś nie trafił. Natomiast pozdrowię w tym momencie Panią Dyrektor placówki, a przy okazji działaczkę i posłankę PIS, co jest oczywiście wyłącznie przypadkiem i zbiegiem okoliczności i być może efektem wstawiennictwa świętego patrona szpitala, św. Łukasza. Dodam tylko, że Święty Patron był przed wiekami podobno lekarzem, natomiast Pani Dyrektor z zawodu jest specjalistą od łąk z tytułem inżyniera i absolwentką z czasów PRL Akademii Rolniczej w Krakowie (obecnie Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie). Ale całe otoczenie szpitala mamy za to wykoszone wzorcowo, czego zazdroszczą nam wszystkie inne szpitale w kraju. I to już nie jest ani przypadek, ani działanie św. Łukasza. To jest fakt.
Wracając jednak z przyszpitalnych łąk do samego szpitala i do meritum sprawy przypomnijmy, że jeden ze wspomnianych kapelanów, odchodząc z początkiem miesiąca na zaplanowany urlop, poprosił pewnego kolegę z diecezji o zastępstwo. Ksiądz ten zastępował już kolegę kapelana w tym szpitalu wielokrotnie, był więc znany nie tylko Pani Dyrektor, ale i całemu personelowi szpitala. A on znał cały szpital i swoje nowe wakacyjne obowiązki. I nie byłoby nic w tym zastępstwie nadzwyczajnego, bo każdemu się urlop należy, gdyby nie okres pandemii. W dniu 8 sierpnia okazało się bowiem, że tymczasowy kapelan jest chory na koronawirusa, a mimo to od przeszło tygodnia pracuje w szpitalu, styka się z ludźmi chorymi i personelem szpitala, a ponadto mieszka na pobliskiej plebanii parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa przy ulicy Lwowskiej w Tarnowie. Mieszka na terenie parafii do której należy blisko 20 000 wiernych i plebanii zamieszkałej przez przeszło dziesięciu księży, zarówno obsługujących tę parafię jak i pracujących w kurii diecezjalnej.
I tu moje kolejne pytanie. Jak to się dzieje, że do szpitala do którego nie może wejść nawet członek rodziny osoby umierającej, rodzic chorego dziecka czy krewny osoby starszej, wpuszcza się obcego mężczyznę i nie sprawdza się, czy aby nie jest nosicielem wirusa, który szaleje na całym świecie? Mało tego, dopuszcza się go do mieszkania i wyżywienia na terenie parafii z usług której korzysta niemal co piąty mieszkaniec Tarnowa?
I dzieje się to w mieście, gdzie jeszcze niedawno dostawało się mandaty karne za jazdę na rowerze bez maseczki. Gdzie nawet teraz można dostać mandat karny za brak takiej maseczki w miejscu publicznym. O innych restrykcjach sanitarnych nie wspominając.
A skoro już o Sanepidzie mowa, to zadaje kolejne pytanie. Co w powyższej sprawie zrobiła ta instytucja? Kiedy na kolonii dzieci z Mazur potwierdzono zakażenie koronawirusem, Sanepid w specjalnym rygorze, w kombinezonach jak kosmici, wywoził dzieci na kwarantanne, nie dopuszczając do nich nawet zrozpaczonych rodziców, którzy zdesperowani przyjechali z Mazur do Małopolski, chcąc odebrać osobiście swoje własne dzieci. A pamiętacie Państwo dramatyczne sceny z transportem zarażonych, pojedynczych pacjentów z ich własnych domów rodzinnych? I rygory sanitarne nakładane wówczas na członków ich rodzin?
Zapewne zatem z zapartym tchem oczekujecie opisu, jak w specjalnych kombinezonach ochronnych, wywożono chorego tymczasowego kapelana z parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Tarnowie. I tu muszę was rozczarować. Z moich bowiem niepotwierdzonych oficjalnie informacji wynika, że miejscowa kuria biskupia "dogadała się" z tarnowskimi służbami sanitarnymi i zakażony kapłan nadal przebywa na tutejszej parafii. Taką informację uzyskałem nieformalnie od kilku księży, którzy są tym oburzeni, ale muszą tolerować ustalenia swoich władz kościelnych ze służbami sanitarnymi. Sanepid nakazał tylko wyznaczyć choremu księdzu odrębną łazienkę, a władza kościelna nakazała wszystkim na plebanii pełną dyskrecję, aby nie wywoływać niepotrzebnej paniki wśród wiernych. Niepotrzebnej, bo jakby się ludzie dowiedzieli, to by jeszcze do kościoła nie przyszli, a przecież wiadomo, że kasa z tacy się musi w niedzielę zgadzać.
Pewna pani w Sanepidzie zapytana przeze mnie o to co dzieje się na plebanii przy ulicy Lwowskiej, myśląc zapewne, że rozmawia z księdzem stwierdziła, że "przecież musimy ze sobą współpracować i jakoś się dogadać". No tak, siedziba tarnowskiego Sanepidu i Pałac Biskupi od zawsze ze sobą sąsiadują i jak widać współpraca tych dwóch instytucji kwitnie nie tylko w kwestii "sanepidowskiego" parkingu.
A pisząc o tym co aktualnie wyprawia się na wspomnianej plebanii mam na myśli wszystkich tych, którym jeszcze niedawno te same władze sanitarne pozamykały biznesy na długie tygodnie, a tym samym pozbawiły wielu jakichkolwiek dochodów, nie pozostawiając żadnej alternatywy. O, przepraszam. Alternatywa była. Mandat karny za ewentualne złamanie tych obostrzeń. A nie mieliście przecież w zamykanej firmie nikogo chorego...
Ale to drodzy Państwo tylko wasza wina. Gdybyście mieli w firmie kapelana, i do tego zarażonego koronawirusem, to dostalibyście od Sanepidu obowiązek jedynie zapewnienia mu odrębnej łazienki. Ale nie zatrudniliście sobie w firmie duszpasterza, więc do kogo macie teraz pretensje?
Wszystkim chorym przebywającym obecnie w naszym tarnowskim szpitalu św. Łukasza oraz całemu personelowi tej placówki, a także wiernym korzystającym z posługi kościoła przy ulicy Lwowskiej w Tarnowie życzę dużo zdrowia i proszę o zachowanie w tych dniach szczególnej ostrożności.
Natomiast te wszystkie kościelne aktywistki z pewnego miejscowego katolickiego klubu z "inteligencją" w nazwie, które jeszcze niedawno o mało mnie publicznie nie zlinczowały, burzliwie przekonując mnie przy tym, że całowanie z należną czcią każdego kapłana w rękę zapewnia uzyskanie odpustu cząstkowego, gdyż ręce kapłana są konsekrowane, zachęcam w tych dniach do codziennego, nie tylko w niedzielę, odwiedzania świątyni przy ulicy Lwowskiej w naszym mieście i gdyby pojawił się wówczas jaki kapłan, do błyskawicznego i obustronnego zdobywania odpustów cząstkowych, gdyż nie należy zapominać, że ma on obie ręce do obcałowania. Z życzliwością dla wszystkich członkiń wspomnianego klubu, przypominam także, że takie odpusty mają o wiele większą moc, gdy są zdobywane w pozycji klęczącej...