A wyniki są jednoznaczne. Jeśli udaje się to osiągnąć nauczycielom bez "środków bezpośredniego przymusu", to tym lepiej... Jeśli uczniów po gimnazjum przyjmujemy takich jak w Społecznym, a czasami gorszych niż w VII LO, a wypuszczamy odpowiednio lepszych o 1,5 albo o 5,5 punktów, to się broni samo przez siebie.
Dwa lata temu rozmawiałem z trzecioklasistkami po zakończeniu nauki trzecich klas, a jeszcze przed maturą. Na moje pytanie o wrażenia ze szkoły powiedziały, cytuję: "W tej szkole nie nauczyłyśmy się nic, no, może poza dobrą nauką życia"...
Te same maturzystki przy odbieraniu wyników matur pisemnych z OKE pod koniec czerwca nie mogły uwierzyć, że niekiedy osoby z "dostem" z angielskiego na świadectwie wynik maturalny miały na poziomie 85 procent... Ale wrażenie ich pod koniec trzeciej klasy było takie, że nic się nie nauczyły...
Zdziwisz się, ale czytałem ostatnio wywiad z dyrektorem V LO w Krakowie (najlepsze w Małopolsce), i wg niego doskonałe wyniki ich szkoły to wynik między innymi tego, że nie cisną uczniów z każdego przedmiotu po równo, ale dają im możliwość wyboru zgodnie z zainteresowaniami. Więc jeśli np. ktoś jest uzdolniony humanistycznie, to z matematyki czy fizyki ma większe luzy.Bartuzzi pisze:No chyba, że właśnie to ten "luz" panujący w murach Rejtana 20, powoduje takie, a nie inne wyniki.
Sam chodziłem do I LO i do dzisiaj bardzo pozytywnie wspominam wychowawczynię i profkę od matematyki, które w czwartej (wtedy jeszcze były 4 lata) klasie odpuściły tym, którzy nie zdawali matury z biologii i matematyki. Chwała im za to.
IMHO ciśnięcie z wszystkich przedmiotów na maksa, bo się każdemu nauczycielowi wydaje, że jego przedmiot jest najważniejszy, jest debilizmem.