680 lat Tarnowa
-
- Rhetor
- Posty: 2028
- Rejestracja: 23-10-2009, 16:15
- Lokalizacja: TARNÓW
Ciekawe dlaczego, zastanówmy się .Dorota1975 pisze:np. o salonach samochodowych w Tarnowie, wymieniając wszystkie działające aktualnie w mieście, włącznie z podaniem adresów; podobnie z biurami podróży...
Szmaciak chce władzy nie dla śmichu, lecz dla bogactwa, dla przepychu, chce mieć tytuły, forsę, włości i w nosie przyszłość ma ludzkościĄ - Tow Szmaciak.
-
- Rhetor
- Posty: 2028
- Rejestracja: 23-10-2009, 16:15
- Lokalizacja: TARNÓW
heh...Dorota1975 pisze:wrzućcie listę haseł do sprawdzenia, to sprawdzę hurtem.....Deto pisze:A teraz na poważnie, to niech mi ktoś napisze czy jest hasło: Roman Kieroński
Kieroński Roman - jest.
Podobno jest też... Jacek Gollob ?? Masakra i maksymaalne przegięcie !!!
A gdzie Robert Wardzała ? Rekordzista toru, medalista i przez wiele lat, tych najgorszych, podpora Unii ? Jak można było dać Golloba ?
-
- Rhetor
- Posty: 2028
- Rejestracja: 23-10-2009, 16:15
- Lokalizacja: TARNÓW
cyt. za portalem intarnet.pl:
Encyklopedia Tarnowa II
11 marca na zaproszenie Tarnowskiego Towarzystwa Kulturalnego braliśmy udział w konferencji prasowej zatytułowanej „Kulisy powstawania Encyklopedii Tarnowa”. Konferencji wyjątkowej i pełnej emocji, narosłych wokół tego wydawnictwa, które zdążyło już „poranić”, zarówno bohaterów haseł, twórców haseł, jak i sam zespół redakcyjny. Ostatnie dni upłynęły mi na nieustannym odbieraniu telefonów oraz maili w tej sprawie – pełen oburzenia list autorki największej liczby haseł, dr Marii Żychowskiej prezentujemy na końcu niniejszego artykułu. Zdecydowaliśmy się zatem zamieścić pełny, dźwiękowy zapis konferencji, aby każdy mógł samodzielnie wyrobić sobie zdanie. W pierwszym pliku mp3 usłyszycie Państwo o kulisach powstawania encyklopedii i ogromie włożonej w nią pracy oraz serca. Drugi plik, blisko 50-minutowy, stanowi zapis pytań dziennikarzy i udzielanych odpowiedzi na wyrażane zastrzeżenia, których liczba i merytoryczność pokazują obraz ogromnego pośpiechu w jakim, szczególnie w ostatnim okresie, powstawało to dzieło. To już trzecia i mamy nadzieję, że przynajmniej w najbliższym czasie – ostatnia wiadomość jaką zamieszczamy w sprawie Encyklopedii Tarnowa.
Kulisy encyklopedii
Konferencję prasową rozpoczął redaktor naczelny Encyklopedii dr Andrzej Niedojadło, „biorąc na swoje piersi” odium odpowiedzialności za jej kształt. A. Niedojadło podkreślił, iż prezydent nie ingerował w hasła, natomiast zależało mu na „terminowości i jak najlepszej jakości”.
Według zapewnień redaktorów, wiele haseł napływało w ostatniej chwili, zaś niektóre z nich nadawały się tylko do biografii i były wielokrotnie poprawiane i czytane, wykonywano telefony do redaktorów poszczególnych działów, a ostatecznie „i tak się więcej zmieściło, niż miało”. -Nie jesteśmy alfą i omegą, kto nic nie robi, nie popełnia błędu, czekamy na konstruktywne uwagi, około 30-40 procent haseł pozostało niewykorzystanych i dopiero teraz na spokojnie zastanowimy się, czy iść w kierunku suplementu, czy wydania poprawionego, rozszerzonego. Oczywiście, że krótki czas nikogo nie usprawiedliwia. Jednak włożyliśmy w Encyklopedię bardzo wiele serca i pracy, a co jest błędem, chcemy poprawić - mówił Andrzej Niedojadło.
Również Marek Popiel podkreślał, że nikt z władz miasta nie ingerował w encyklopedię - „nawet dyrektor Wydziału Kultury ani razu nie zapytał o jakiekolwiek hasło”. -Ktoś, kto tak powiedział (o ingerencji) jest w moich oczach kłamcą i przykro mi to stwierdzić - stwierdza M. Popiel.
Z jego opowieści wyłania się obraz trwającej 962 dni pracy – poczynając od niewiadomej liczby haseł, objętości haseł, liczby autorów. Problemem były hasła konstruowane na podobieństwo opowiadań, nieterminowe ich oddawanie, błędy rzeczowe. Zespół redakcyjny posiada dokumentację kolejno wprowadzanych zmian, zawierających autora hasła, czas jego powstania, wielkość, czas poprawienia; są kolejne wersje encyklopedii. -To była praca społeczna, to były długie godziny wyrwane z życia rodzin, pracowite noce. Oczywiście, wzięcie do ręki jednej kartki to jest sekunda, może dwie, ale trzeba mieć świadomość że do mojej redakcji doszło i wyszło z niej prawie 10 tys. maili. Ktoś musi być naprawdę maluczkim, żeby, chyba przez zazdrość, postponować ten ogromny wkład pracy tylu osób - mówi Marek Popiel. I podkreśla, iż zespół nie miał w tej pracy żadnych upodobań politycznych. Na cztery tygodnie przed ukazaniem się encyklopedii, z drukarni nadeszły „warunki techniczne” i wówczas zespół musiał szybko dokonać „dramatycznego wyboru” wobec poszczególnych haseł – inaczej ważąca dziś ponad 2 kilogramy encyklopedia byłaby nieporęczna, i „dziecko w szkole nie mogłoby wziąć jej do ręki”.
-Spieraliśmy się między sobą przy wykreślaniu haseł, wiedzieliśmy że będzie wokół tego duże zamieszanie, więc posiedzenia były protokołowane. Oczywiście można było wydać dwa tomy, ale to jest związane z finansami. Jesteśmy tej Encyklopedii sprawcami i nie uchylamy się od tego. Dokonaliśmy takich a nie innych wyborów. Jednym mogą się one podobać, innym nie. Było nam wiadomym, że pewne zjawiska nam umykają - dodaje Andrzej Szpunar, uznając że jego zdaniem dzieło to „zrobione jest bardzo dobrze”, ale nie jest do końca „w sensie absolutnym doskonałe”.
Zespół redakcyjny podkreślał, że żadne hasła nie zostały „wywalone”, „usunięte”, tylko „przesunięte”, w kontekście suplementu lub drugiego wydania.
W odpowiedzi na swoje pytanie wyartykułowane we wcześniejszym tekście, a dotyczące Opałki i pominięcia w haśle faktu, iż był on m.in. członkiem Biura Politycznego KC PZPR, co pozwala snuć rozważania, czy przy innych postaciach dokonano podobnych retuszy – ku swojemu zaskoczeniu usłyszałem sugestię że... to ja jestem winien niedoskonałości i rażących błędów i przemilczeń w encyklopedii, albowiem mogłem zgłaszać własne propozycje za pośrednictwem specjalnej strony internetowej. Redaktorzy podkreślali, że nie chcieli nic zatuszować, zaś postać Stanisława Opałki znajduje się w haśle „PZPR”.
Na takie dictum jeden z dziennikarzy pytał, czy redaktorów nie martwi fakt że przy każdej tego rodzaju postaci nie ma ani słowa o przynależności do PZPR, a przecież nie chodzi o wartościowanie, tylko podawanie istotnych faktów. -Tu jest pewna tendencyjność, widzimy luki w życiorysach, ktoś się urodził, skończył szkołę, potem mamy dziurę w życiorysie i nagle kolejne informacje zaczynają się np. od lat 90-tych. W Tarnowie jest moda na takie czarne dziury w życiorysach. A przecież nie chodzi o to, aby komuś coś ujmować, tylko aby istotne fakty podawać, bo to jest przecież dokument historyczny - stwierdzał dziennikarz.
W odpowiedzi usłyszeliśmy kolejne, kuriozalne stwierdzenie, że „autorzy skupiali się głównie na tarnowskim etapie życia danej postaci!
Dowiedzieliśmy się też o dylematach redaktorów „jak ustosunkowywać się do wyników badań IPN”, w kontekście tego, że przed sądami toczą się różne procesy które np. oczyszczają ludzi z zarzutów. -Nie jesteśmy agendą IPN, ale nie podejmowaliśmy decyzji, aby nie pisać o PZPR i nie wiem dlaczego tak się stało.
W tym momencie pozwoliłem sobie na stwierdzenie, że w ten sposób zespół redakcyjny doprowadził do sytuacji, w której w encyklopedii znajduje się Stanisław Wodziński, który był TW (i to TW po którym zachowały się bardzo bogate źródła), o czym nie jest wspomniane nawet słowem, a nie ma jego brata Mariana, „świadka z Katynia”. Czy z innymi postaciami w Encyklopedii jest podobnie? Przez chwilę na sali zapanował spór, „który Wodziński jest który”. Ostatecznie usłyszałem, że „myśmy to konsultowali z dr Marią Żychowską” - co okazuje się nieprawdą, w świetle jej oświadczenia które prezentujemy na końcu niniejszego tekstu. Ostatecznie zapewniono nas, że wszystko zostanie sprostowane „w kolejny wydaniu”.
Piotr Kopa z „Gazety Krakowskiej” pytał, dlaczego każde hasło opisane jest nazwiskiem autora (co osobiście uważam za dobre rozwiązanie). Druga część jego pytania dotyczyła bardzo poważnej kwestii – otóż część haseł dotyczących firm, tworzyli ludzie, którzy albo tych firm są właścicielami, lub też pracownikami czy podwładnymi piszącymi w ten sposób o swoich szefach. Wobec tej „niezręczności” można śmiało stawiać zarzut braku obiektywizmu. Jako przykład podana została Małopolska Wyższa Szkoła w Brzesku i osoba Stanisława Lisa.
Ten akurat przykład tłumaczono faktem, iż „siedzimy w miejscu, gdzie siedzibę ma oddział zamiejscowy tej uczelni”, a Stanisław Lis był pierwszym rektorem MWSE, a poza tym każdy autor bierze odpowiedzialność za to, co pisze.
Zapytałem więc o klucz doboru osób współcześnie żyjących, którzy zwykle zapełniają kartki niewielkiej części encyklopedii – wobec braku różnych istotnych osób, z jakich to racji na łamy tego dzieła trafiła np. pani wiceprezydent Tarnowa Dorota Skrzyniarz, radna Anna Czech, a nie ma np. radnego Hebdy. Zapytałem też o niecodzienną sytuację, w której autorzy haseł jednocześnie funkcjonują w encyklopedii jako bohaterzy haseł. Do mojego pytania inny dziennikarz dorzucił jeszcze jedną kwestię – otóż poszczególne biogramy, pod którymi ich twórcy podpisywali się jako autorzy, pochodzą z ciężkiej pracy tarnowskich historyków, ich praca została wykorzystana, więc jak się to ma do praw autorskich i zwykłej uczciwości?
W odpowiedzi usłyszeliśmy zadziwiającą odpowiedź, że pani Prezydent nie została zamieszczona w encyklopedii jako prezydent, tylko jako dziennikarz. Co zatem z innym dziennikarzami?
Zespół redakcyjny wyjaśniał również, że „to są rzeczy niemierzalne”, nie ma mowy o kradzieży, bo encyklopedia rządzi się swoimi prawami, zaś autorzy mieli pisać własnymi słowami. I choć w encyklopedii nie umieszcza się przypisów, to jednak w dokumentacji towarzyszącej jej powstawaniu, każdy z autorów hasła miał obowiązek podawać źródła, celem sprawdzenia wiarygodności. ”Jeśli ktoś coś znalazł, to nie ma sensu przechodzić raz jeszcze tej samej drogi jego śladami” - usłyszeliśmy.
W tej części dyskusji przy okazji dowiedzieliśmy się o procesie poprawiania haseł, zwłaszcza gdy nie dotarły w oczekiwanej formie na czas – otóż autorzy sami je poprawiali, a przy „mniejszych uchybieniach”, czynił to zespół redakcyjny.
Padło również pytanie o znajdującą się w encyklopedii osobę tarnowskiego lekarza, skazanego prawomocnymi wyrokami o błędy lekarskie. Czy nie lepiej w takiej sytuacji w ogóle zrezygnować z zamieszczenia jego sylwetki? W końcu nie chodzi o „jazdę po pijanemu”. W efekcie ktoś patrzy w encyklopedię – aha, przy tym panu nie ma tego, tu nie ma tego – czy przy innych hasłach, nazwiskach – jest podobnie?
Przy tej okazji pojawiła się kwestia, czy aby na pewno lekarze powinni pisać o lekarzach, muzealnicy o muzealnikach – w tym sensie, że pewne rzeczy szczególnie uważnie przeglądać powinny osoby spoza danego środowiska, aby nie tworzyły się kółka wzajemnej adoracji. W tym miejscu Andrzej Szpunar stwierdził, iż jego zdaniem Encyklopedię powinien tworzyć najwyżej 30-osobowy zespół ludzi. Tymczasem przy ponad 200 autorach trudno było wszystko ogarnąć, a przecież trzeba było zawierzyć autorom. -Nasz plan dyskutowania haseł z poszczególnymi autorami załamał się z przyczyn fizycznych. W pewnym momencie po prostu musieliśmy podejmować decyzje - mówił A. Szpunar.
Pośród wielu innych kwestii pojawiła się ta, że pewne rzeczy które dla nas dziennikarzy, czy dla nas współczesnych są oczywiste (np. w sensie że Iksiński pisze wpis o własnej firmie) – o tyle dla innych oczywiste to nie jest, a tym bardziej nie będzie za lat kilkadziesiąt. Podnoszono też zarzut, wynikający z subiektywnego odczucia, że dużo w encyklopedii jest księży, harcerzy i nauczycieli.
Pośród wielu zasłużonych tarnowian, których nazwisk próżno by szukać w Encyklopedii, a które to nazwiska wyliczali dziennikarze, podczas gdy znajdują się w niej osoby mniej zasłużone, wymieniona została również Karolina Kózka. Dowiedzieliśmy się więc, że nigdy nie była ona w Tarnowie, a poza tym wymieniona jest w haśle o Janie Pawle II. Wzbudziło to nasze zdziwienie, gdyż nie brak postaci uwzględnionych w encyklopedii, których obecność w Tarnowie była iluzoryczna, a poza tym w świecie Karolina Kózka kojarzona jest z Tarnowem.
Dalsza część konferencji toczyła się w kierunku zagadnienia stworzenia wirtualnej encyklopedii.
Ponadto Piotr Kopa wspomniał o panu Kierońskim, który odbiera wiele przykrych telefonów dotyczących zasłużonych osób, które się w encyklopedii nie znalazły. Jego zdaniem zespół redakcyjny w ogóle się z nim nie konsultował dokonując „skreśleń” haseł. Z kolei zespół redakcyjny był zdania, że nie sposób było się z panem Kierońskim skontaktować.
Marek Popiel natomiast pod koniec konferencji wyjaśniał, że jeśli któryś z autorów nieprawidłowo wypełnił formularz, np. nie pisząc swojego kodu, wówczas hasło takie przepadało w systemie. Wyraził też żal, że od lata ubiegłego roku za pośrednictwem strony internetowej do redakcji encyklopedii napłynęło tylko 18 zapytań.
Paweł Sroka z TVP Kraków pytał z kolei, czemu zespół nie zwracał się do osób które ciężko pracowały nad danymi działami, by osoby te same zdecydowały, które hasła należy skreślić.
Redaktorzy podkreślali, że, zgodnie ze słowami prezydenta „działalności jeszcze żeśmy nie skończyli”, natomiast na pewnym etapie prac nad encyklopedią dyskutowanie w szerszych gremiach „nie miało sensu”.
Dziennikarze zwracali również uwagę na fakt, iż niektórym współczesnym osobom poświęcono więcej lub tyle samo miejsca co np. burmistrzowi Tertilowi oraz zauważalii, iż ich (naszym celem) nie jest atak na redaktorów, ale umożliwienie wyciągnięcia wniosków na przyszłość. Bo prócz wspomnianych grzechów głównych Encyklopedii, jednym z najpoważniejszych jest pewna „nieproporcjonalność” zamieszczanych nazwisk.
List dr Marii Żychowskiej
„Jestem jedną z autorek haseł do Encyklopedii Tarnowa. Od kilku dni gdy zapoznaję się z jej zawartością, mimo pięknej szaty graficznej i starannego wydania, nie mogę pogodzić się w pełni z jej zawartością, a szczególnie ze sposobem w jaki eksperci-cenzorzy podeszli do wielu haseł.
Jestem właśnie w trakcie przygotowywania obszernych wskazań dotyczących dokonanych w tekstach zmian, bez porozumienia z autorami.
Nie wiem, czy łączenie nazwisk dwóch autorów, przy jednym haśle bez powiadamiania ich o tym jest dozwolone? Przecież to jest naruszenie praw autorskich.
Nie wiem, jakim prawem dokonano dopisania nazwiska kogoś, kogo autora nie zna i nie miała zamiaru zamieszczać. Ale krótko. Odniosę się dzisiaj tylko do najbardziej ważkich spraw, o dalszych wkrótce.
Bardzo dziękuję Panu Poświatowskiemu za poruszenie hasła: Wodziński Marian i Wodziński Stanisław. Ma Pan pełną rację. Ja do dzisiaj nie mogę do siebie przyjść.
Jestem autorką hasła Wodziński Stanisław. Ale to co zamieszczono w Encyklopedii to jest tylko połowa mojego tekstu. Dalszy ciąg pozwolę sobie przytoczyć niżej:
”Dnia 25 II 1949 Stanisław Wodziński podpisał w Krakowie zobowiązanie do współpracy z Wojewódzkim Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego przyjmując pseudonim „Sto”. Był w tym czasie bardzo aktywny. W sposób wydatny pomógł rozpracować struktury organizacyjne Polskiego Państwa Podziemnego w Tarnowskiem i okolicy. Zatrudniony od 1950 w Nowej Hucie w dziale kadr później w zaopatrzeniu, został rozpoznany jako agent i izolowany przez współpracowników. UB cenił go szczególnie za zdradę i wydanie kolegi z Seminarium Nauczycielskiego a także oficera AK Władysława Kowala, ps. „Rola”, „Sanecki”, który ukrywał się przez cztery lata. Wydany podstępnie przez Wodzińskiego, został skazany na karę śmierci, potem na dożywocie. Mimo to „Sto” stale był inwigilowany i sprawdzany jako element jednak niepewny. Zaangażowany jako działacz sportowy wyjeżdżał za granicę, zawsze mając jakieś zadanie do spełnienia. Na spotkaniu w styczniu 1959 i otrzymaniu „upominku” przypomniał oficerowi prowadzącemu że właśnie mija 10-ta rocznica ich współpracy. Obracając się później wyłącznie w gronie funkcjonariuszy SB i MO nie miał możności przekazywania dalszych donosów, stąd w 1959 przekwalifikowano go z „agenta” na „informatora” a w 1964 jako „kontakt obywatelski” nie informując go nawet o tym. W ostatnich latach życia nawiązał kontakt korespondencyjny z ppłk S. Musiałkiem-Łowickiem. Zmarł nagle, pochowany uroczyście ze sztandarami kombatanckimi w styczniu 1973 roku.”
Tak brzmiało całe hasło. Może za obszerne, ale podobnie jak w innych przypadkach należało podać dalsze dane z jego życia i to najważniejsze.
Serdecznie dziękują Panu Poświatowskiemu że mogę to podać do publicznej wiadomości, gdyż od kilku dni czuję się z tym faktem bardzo źle. Przecież czytelnicy mają prawo pomyśleć, tak jak Pan wcześniej, że uczyniłam to świadomie.
I druga sprawa, która mnie równie niepokoi. W haśle „Urząd Bezpieczeństwa”, wymieniając najbardziej bezwzględnych śledczych w tutejszym Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Tarnowie, dopisano: i Tadeusz Dęboś.
Pragnę wyjaśnić, że tego nazwiska nie spotkałam w czasie moich 8-letnich badań historycznych jakie prowadzę w Instytucie Pamięci Narodowej w Krakowie-Wieliczce. Kto i dlaczego dopisał to nazwisko nie wiem. Wyjaśniam że nie jestem tego świadoma."
O dalszych dziwnych posunięciach członków Zespołu Redakcyjnego Encyklopedii Tarnowa pozwolę sobie napisać w tygodniu.
Jeszcze raz dziękuję Panu Redaktorowi Poświatowskiemu za tę cenną prowokację, umożliwiającą mi, ujawnienie dziwnej jeszcze cenzury.”
Podpisano: Maria Żychowska.
Słowo komentarza
Cóż, z jednej strony mamy ogrom pracy, z drugiej ogrom skandalicznych niekiedy błędów. Zapewne największym grzechem autorów encyklopedii było chyba to, że w ogóle zgodzili się wykonać swoją pracę w tak krótkim terminie. Wymagana przez prezydenta „terminowość i jakość” najwyraźniej, w tym stachanowskim wyścigu nie szły ze sobą w parze. A można było spokojnie popracować choćby do 11 listopada. Miasto obchodzi swoje okrągłe, jubileuszowe urodziny przez cały rok. Skończyło się pracą w ogromnym napięciu i zmęczeniu, co zakończyło się niechlujstwem i tym, czym się zakończyło.
Wierzę, że prezydent nie ingerował w treść encyklopedii. Pozostaje natomiast niezatarte wrażenie że to raczej jej autorzy, skażeni polityczną poprawnością z dworskim zapałem próbowali odgadnąć oczekiwania i wyobrażenia prezydenta, jak też encyklopedia ma wyglądać. Nietrudno sobie wyobrazić, tytułem przykładu, gdy redaktor piszący o Stanisławie Opałko, przypomina sobie o nieudany zamiarze Ryszarda Ścigały uhonorowania tegoż skwerem jego imienia. Ręka zadrżała i... nożyce autocenzury poszły w ruch, więc stało co się stało. Potem był już tylko pośpiech i radosna twórczość – jest w encyklopedii ten, wpisali tego, dodali mnie, trzeba jeszcze dać innego kolegę, przecież wypada. Taki obraz rysuje się przed moimi oczami. Także obraz - wbrew zapewnieniom redakcji - czytelnych, choć może niekiedy podświadomych upodobań politycznych; więc tak jak już z lekkim przerysowaniem pisałem, być może Encyklopedia ta więcej mówi o autorach, niż o historii Tarnowa.
Encyklopedia poraniła wszystkich. Bohaterów wpisów – tych ujętych i nie ujętych, autorów wpisów, a i sam zespół redakcyjny. Może rzeczywiście trzeba było dać sobie więcej czasu, pracować w mniejszym zespole, natomiast bardziej promować stronę internetową, za pośrednictwem której tarnowianie mogliby zgłaszać swoje propozycje wraz z uzasadnieniami, i na której – przed publikacją, można było zamieścić, jeśli nie całe hasła, to przynajmniej ich listę. Bo o fakcie istnienia tej strony mieli szansę dowiedzieć się ci, którzy akurat pewnego jednego dnia w roku, we właściwym momencie włączyli radio czy otworzyli gazetę. Pytanie co dalej? Czy jakąkolwiek „erratą” da się naprawić wszystkie błędy? Dopisać nazwiska można. A skreślić? A wypełnić cenzorskie skreślenia w biogramach? Jak to z nutą złośliwości napisał jeden z internautów, errata taka mogłaby okazać się obszerniejsza od samej encyklopedii. A więc może wydać raz jeszcze? Jakim kosztem? Kiedy? Na pytania te nie jestem w stanie znaleźć odpowiedzi i nie do mnie należy na nie odpowiadać...
Kolejne uwagi pani Marii Żychowskiej zamieszczone zostaną w niniejszej, zaktualizowanej wiadomości w dniu jutrzejszym, 16 marca.
M.Poświatowski
************
zapis dźwiękowy z konferencji dostępny na stronie portalu.
Encyklopedia Tarnowa II
11 marca na zaproszenie Tarnowskiego Towarzystwa Kulturalnego braliśmy udział w konferencji prasowej zatytułowanej „Kulisy powstawania Encyklopedii Tarnowa”. Konferencji wyjątkowej i pełnej emocji, narosłych wokół tego wydawnictwa, które zdążyło już „poranić”, zarówno bohaterów haseł, twórców haseł, jak i sam zespół redakcyjny. Ostatnie dni upłynęły mi na nieustannym odbieraniu telefonów oraz maili w tej sprawie – pełen oburzenia list autorki największej liczby haseł, dr Marii Żychowskiej prezentujemy na końcu niniejszego artykułu. Zdecydowaliśmy się zatem zamieścić pełny, dźwiękowy zapis konferencji, aby każdy mógł samodzielnie wyrobić sobie zdanie. W pierwszym pliku mp3 usłyszycie Państwo o kulisach powstawania encyklopedii i ogromie włożonej w nią pracy oraz serca. Drugi plik, blisko 50-minutowy, stanowi zapis pytań dziennikarzy i udzielanych odpowiedzi na wyrażane zastrzeżenia, których liczba i merytoryczność pokazują obraz ogromnego pośpiechu w jakim, szczególnie w ostatnim okresie, powstawało to dzieło. To już trzecia i mamy nadzieję, że przynajmniej w najbliższym czasie – ostatnia wiadomość jaką zamieszczamy w sprawie Encyklopedii Tarnowa.
Kulisy encyklopedii
Konferencję prasową rozpoczął redaktor naczelny Encyklopedii dr Andrzej Niedojadło, „biorąc na swoje piersi” odium odpowiedzialności za jej kształt. A. Niedojadło podkreślił, iż prezydent nie ingerował w hasła, natomiast zależało mu na „terminowości i jak najlepszej jakości”.
Według zapewnień redaktorów, wiele haseł napływało w ostatniej chwili, zaś niektóre z nich nadawały się tylko do biografii i były wielokrotnie poprawiane i czytane, wykonywano telefony do redaktorów poszczególnych działów, a ostatecznie „i tak się więcej zmieściło, niż miało”. -Nie jesteśmy alfą i omegą, kto nic nie robi, nie popełnia błędu, czekamy na konstruktywne uwagi, około 30-40 procent haseł pozostało niewykorzystanych i dopiero teraz na spokojnie zastanowimy się, czy iść w kierunku suplementu, czy wydania poprawionego, rozszerzonego. Oczywiście, że krótki czas nikogo nie usprawiedliwia. Jednak włożyliśmy w Encyklopedię bardzo wiele serca i pracy, a co jest błędem, chcemy poprawić - mówił Andrzej Niedojadło.
Również Marek Popiel podkreślał, że nikt z władz miasta nie ingerował w encyklopedię - „nawet dyrektor Wydziału Kultury ani razu nie zapytał o jakiekolwiek hasło”. -Ktoś, kto tak powiedział (o ingerencji) jest w moich oczach kłamcą i przykro mi to stwierdzić - stwierdza M. Popiel.
Z jego opowieści wyłania się obraz trwającej 962 dni pracy – poczynając od niewiadomej liczby haseł, objętości haseł, liczby autorów. Problemem były hasła konstruowane na podobieństwo opowiadań, nieterminowe ich oddawanie, błędy rzeczowe. Zespół redakcyjny posiada dokumentację kolejno wprowadzanych zmian, zawierających autora hasła, czas jego powstania, wielkość, czas poprawienia; są kolejne wersje encyklopedii. -To była praca społeczna, to były długie godziny wyrwane z życia rodzin, pracowite noce. Oczywiście, wzięcie do ręki jednej kartki to jest sekunda, może dwie, ale trzeba mieć świadomość że do mojej redakcji doszło i wyszło z niej prawie 10 tys. maili. Ktoś musi być naprawdę maluczkim, żeby, chyba przez zazdrość, postponować ten ogromny wkład pracy tylu osób - mówi Marek Popiel. I podkreśla, iż zespół nie miał w tej pracy żadnych upodobań politycznych. Na cztery tygodnie przed ukazaniem się encyklopedii, z drukarni nadeszły „warunki techniczne” i wówczas zespół musiał szybko dokonać „dramatycznego wyboru” wobec poszczególnych haseł – inaczej ważąca dziś ponad 2 kilogramy encyklopedia byłaby nieporęczna, i „dziecko w szkole nie mogłoby wziąć jej do ręki”.
-Spieraliśmy się między sobą przy wykreślaniu haseł, wiedzieliśmy że będzie wokół tego duże zamieszanie, więc posiedzenia były protokołowane. Oczywiście można było wydać dwa tomy, ale to jest związane z finansami. Jesteśmy tej Encyklopedii sprawcami i nie uchylamy się od tego. Dokonaliśmy takich a nie innych wyborów. Jednym mogą się one podobać, innym nie. Było nam wiadomym, że pewne zjawiska nam umykają - dodaje Andrzej Szpunar, uznając że jego zdaniem dzieło to „zrobione jest bardzo dobrze”, ale nie jest do końca „w sensie absolutnym doskonałe”.
Zespół redakcyjny podkreślał, że żadne hasła nie zostały „wywalone”, „usunięte”, tylko „przesunięte”, w kontekście suplementu lub drugiego wydania.
W odpowiedzi na swoje pytanie wyartykułowane we wcześniejszym tekście, a dotyczące Opałki i pominięcia w haśle faktu, iż był on m.in. członkiem Biura Politycznego KC PZPR, co pozwala snuć rozważania, czy przy innych postaciach dokonano podobnych retuszy – ku swojemu zaskoczeniu usłyszałem sugestię że... to ja jestem winien niedoskonałości i rażących błędów i przemilczeń w encyklopedii, albowiem mogłem zgłaszać własne propozycje za pośrednictwem specjalnej strony internetowej. Redaktorzy podkreślali, że nie chcieli nic zatuszować, zaś postać Stanisława Opałki znajduje się w haśle „PZPR”.
Na takie dictum jeden z dziennikarzy pytał, czy redaktorów nie martwi fakt że przy każdej tego rodzaju postaci nie ma ani słowa o przynależności do PZPR, a przecież nie chodzi o wartościowanie, tylko podawanie istotnych faktów. -Tu jest pewna tendencyjność, widzimy luki w życiorysach, ktoś się urodził, skończył szkołę, potem mamy dziurę w życiorysie i nagle kolejne informacje zaczynają się np. od lat 90-tych. W Tarnowie jest moda na takie czarne dziury w życiorysach. A przecież nie chodzi o to, aby komuś coś ujmować, tylko aby istotne fakty podawać, bo to jest przecież dokument historyczny - stwierdzał dziennikarz.
W odpowiedzi usłyszeliśmy kolejne, kuriozalne stwierdzenie, że „autorzy skupiali się głównie na tarnowskim etapie życia danej postaci!
Dowiedzieliśmy się też o dylematach redaktorów „jak ustosunkowywać się do wyników badań IPN”, w kontekście tego, że przed sądami toczą się różne procesy które np. oczyszczają ludzi z zarzutów. -Nie jesteśmy agendą IPN, ale nie podejmowaliśmy decyzji, aby nie pisać o PZPR i nie wiem dlaczego tak się stało.
W tym momencie pozwoliłem sobie na stwierdzenie, że w ten sposób zespół redakcyjny doprowadził do sytuacji, w której w encyklopedii znajduje się Stanisław Wodziński, który był TW (i to TW po którym zachowały się bardzo bogate źródła), o czym nie jest wspomniane nawet słowem, a nie ma jego brata Mariana, „świadka z Katynia”. Czy z innymi postaciami w Encyklopedii jest podobnie? Przez chwilę na sali zapanował spór, „który Wodziński jest który”. Ostatecznie usłyszałem, że „myśmy to konsultowali z dr Marią Żychowską” - co okazuje się nieprawdą, w świetle jej oświadczenia które prezentujemy na końcu niniejszego tekstu. Ostatecznie zapewniono nas, że wszystko zostanie sprostowane „w kolejny wydaniu”.
Piotr Kopa z „Gazety Krakowskiej” pytał, dlaczego każde hasło opisane jest nazwiskiem autora (co osobiście uważam za dobre rozwiązanie). Druga część jego pytania dotyczyła bardzo poważnej kwestii – otóż część haseł dotyczących firm, tworzyli ludzie, którzy albo tych firm są właścicielami, lub też pracownikami czy podwładnymi piszącymi w ten sposób o swoich szefach. Wobec tej „niezręczności” można śmiało stawiać zarzut braku obiektywizmu. Jako przykład podana została Małopolska Wyższa Szkoła w Brzesku i osoba Stanisława Lisa.
Ten akurat przykład tłumaczono faktem, iż „siedzimy w miejscu, gdzie siedzibę ma oddział zamiejscowy tej uczelni”, a Stanisław Lis był pierwszym rektorem MWSE, a poza tym każdy autor bierze odpowiedzialność za to, co pisze.
Zapytałem więc o klucz doboru osób współcześnie żyjących, którzy zwykle zapełniają kartki niewielkiej części encyklopedii – wobec braku różnych istotnych osób, z jakich to racji na łamy tego dzieła trafiła np. pani wiceprezydent Tarnowa Dorota Skrzyniarz, radna Anna Czech, a nie ma np. radnego Hebdy. Zapytałem też o niecodzienną sytuację, w której autorzy haseł jednocześnie funkcjonują w encyklopedii jako bohaterzy haseł. Do mojego pytania inny dziennikarz dorzucił jeszcze jedną kwestię – otóż poszczególne biogramy, pod którymi ich twórcy podpisywali się jako autorzy, pochodzą z ciężkiej pracy tarnowskich historyków, ich praca została wykorzystana, więc jak się to ma do praw autorskich i zwykłej uczciwości?
W odpowiedzi usłyszeliśmy zadziwiającą odpowiedź, że pani Prezydent nie została zamieszczona w encyklopedii jako prezydent, tylko jako dziennikarz. Co zatem z innym dziennikarzami?
Zespół redakcyjny wyjaśniał również, że „to są rzeczy niemierzalne”, nie ma mowy o kradzieży, bo encyklopedia rządzi się swoimi prawami, zaś autorzy mieli pisać własnymi słowami. I choć w encyklopedii nie umieszcza się przypisów, to jednak w dokumentacji towarzyszącej jej powstawaniu, każdy z autorów hasła miał obowiązek podawać źródła, celem sprawdzenia wiarygodności. ”Jeśli ktoś coś znalazł, to nie ma sensu przechodzić raz jeszcze tej samej drogi jego śladami” - usłyszeliśmy.
W tej części dyskusji przy okazji dowiedzieliśmy się o procesie poprawiania haseł, zwłaszcza gdy nie dotarły w oczekiwanej formie na czas – otóż autorzy sami je poprawiali, a przy „mniejszych uchybieniach”, czynił to zespół redakcyjny.
Padło również pytanie o znajdującą się w encyklopedii osobę tarnowskiego lekarza, skazanego prawomocnymi wyrokami o błędy lekarskie. Czy nie lepiej w takiej sytuacji w ogóle zrezygnować z zamieszczenia jego sylwetki? W końcu nie chodzi o „jazdę po pijanemu”. W efekcie ktoś patrzy w encyklopedię – aha, przy tym panu nie ma tego, tu nie ma tego – czy przy innych hasłach, nazwiskach – jest podobnie?
Przy tej okazji pojawiła się kwestia, czy aby na pewno lekarze powinni pisać o lekarzach, muzealnicy o muzealnikach – w tym sensie, że pewne rzeczy szczególnie uważnie przeglądać powinny osoby spoza danego środowiska, aby nie tworzyły się kółka wzajemnej adoracji. W tym miejscu Andrzej Szpunar stwierdził, iż jego zdaniem Encyklopedię powinien tworzyć najwyżej 30-osobowy zespół ludzi. Tymczasem przy ponad 200 autorach trudno było wszystko ogarnąć, a przecież trzeba było zawierzyć autorom. -Nasz plan dyskutowania haseł z poszczególnymi autorami załamał się z przyczyn fizycznych. W pewnym momencie po prostu musieliśmy podejmować decyzje - mówił A. Szpunar.
Pośród wielu innych kwestii pojawiła się ta, że pewne rzeczy które dla nas dziennikarzy, czy dla nas współczesnych są oczywiste (np. w sensie że Iksiński pisze wpis o własnej firmie) – o tyle dla innych oczywiste to nie jest, a tym bardziej nie będzie za lat kilkadziesiąt. Podnoszono też zarzut, wynikający z subiektywnego odczucia, że dużo w encyklopedii jest księży, harcerzy i nauczycieli.
Pośród wielu zasłużonych tarnowian, których nazwisk próżno by szukać w Encyklopedii, a które to nazwiska wyliczali dziennikarze, podczas gdy znajdują się w niej osoby mniej zasłużone, wymieniona została również Karolina Kózka. Dowiedzieliśmy się więc, że nigdy nie była ona w Tarnowie, a poza tym wymieniona jest w haśle o Janie Pawle II. Wzbudziło to nasze zdziwienie, gdyż nie brak postaci uwzględnionych w encyklopedii, których obecność w Tarnowie była iluzoryczna, a poza tym w świecie Karolina Kózka kojarzona jest z Tarnowem.
Dalsza część konferencji toczyła się w kierunku zagadnienia stworzenia wirtualnej encyklopedii.
Ponadto Piotr Kopa wspomniał o panu Kierońskim, który odbiera wiele przykrych telefonów dotyczących zasłużonych osób, które się w encyklopedii nie znalazły. Jego zdaniem zespół redakcyjny w ogóle się z nim nie konsultował dokonując „skreśleń” haseł. Z kolei zespół redakcyjny był zdania, że nie sposób było się z panem Kierońskim skontaktować.
Marek Popiel natomiast pod koniec konferencji wyjaśniał, że jeśli któryś z autorów nieprawidłowo wypełnił formularz, np. nie pisząc swojego kodu, wówczas hasło takie przepadało w systemie. Wyraził też żal, że od lata ubiegłego roku za pośrednictwem strony internetowej do redakcji encyklopedii napłynęło tylko 18 zapytań.
Paweł Sroka z TVP Kraków pytał z kolei, czemu zespół nie zwracał się do osób które ciężko pracowały nad danymi działami, by osoby te same zdecydowały, które hasła należy skreślić.
Redaktorzy podkreślali, że, zgodnie ze słowami prezydenta „działalności jeszcze żeśmy nie skończyli”, natomiast na pewnym etapie prac nad encyklopedią dyskutowanie w szerszych gremiach „nie miało sensu”.
Dziennikarze zwracali również uwagę na fakt, iż niektórym współczesnym osobom poświęcono więcej lub tyle samo miejsca co np. burmistrzowi Tertilowi oraz zauważalii, iż ich (naszym celem) nie jest atak na redaktorów, ale umożliwienie wyciągnięcia wniosków na przyszłość. Bo prócz wspomnianych grzechów głównych Encyklopedii, jednym z najpoważniejszych jest pewna „nieproporcjonalność” zamieszczanych nazwisk.
List dr Marii Żychowskiej
„Jestem jedną z autorek haseł do Encyklopedii Tarnowa. Od kilku dni gdy zapoznaję się z jej zawartością, mimo pięknej szaty graficznej i starannego wydania, nie mogę pogodzić się w pełni z jej zawartością, a szczególnie ze sposobem w jaki eksperci-cenzorzy podeszli do wielu haseł.
Jestem właśnie w trakcie przygotowywania obszernych wskazań dotyczących dokonanych w tekstach zmian, bez porozumienia z autorami.
Nie wiem, czy łączenie nazwisk dwóch autorów, przy jednym haśle bez powiadamiania ich o tym jest dozwolone? Przecież to jest naruszenie praw autorskich.
Nie wiem, jakim prawem dokonano dopisania nazwiska kogoś, kogo autora nie zna i nie miała zamiaru zamieszczać. Ale krótko. Odniosę się dzisiaj tylko do najbardziej ważkich spraw, o dalszych wkrótce.
Bardzo dziękuję Panu Poświatowskiemu za poruszenie hasła: Wodziński Marian i Wodziński Stanisław. Ma Pan pełną rację. Ja do dzisiaj nie mogę do siebie przyjść.
Jestem autorką hasła Wodziński Stanisław. Ale to co zamieszczono w Encyklopedii to jest tylko połowa mojego tekstu. Dalszy ciąg pozwolę sobie przytoczyć niżej:
”Dnia 25 II 1949 Stanisław Wodziński podpisał w Krakowie zobowiązanie do współpracy z Wojewódzkim Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego przyjmując pseudonim „Sto”. Był w tym czasie bardzo aktywny. W sposób wydatny pomógł rozpracować struktury organizacyjne Polskiego Państwa Podziemnego w Tarnowskiem i okolicy. Zatrudniony od 1950 w Nowej Hucie w dziale kadr później w zaopatrzeniu, został rozpoznany jako agent i izolowany przez współpracowników. UB cenił go szczególnie za zdradę i wydanie kolegi z Seminarium Nauczycielskiego a także oficera AK Władysława Kowala, ps. „Rola”, „Sanecki”, który ukrywał się przez cztery lata. Wydany podstępnie przez Wodzińskiego, został skazany na karę śmierci, potem na dożywocie. Mimo to „Sto” stale był inwigilowany i sprawdzany jako element jednak niepewny. Zaangażowany jako działacz sportowy wyjeżdżał za granicę, zawsze mając jakieś zadanie do spełnienia. Na spotkaniu w styczniu 1959 i otrzymaniu „upominku” przypomniał oficerowi prowadzącemu że właśnie mija 10-ta rocznica ich współpracy. Obracając się później wyłącznie w gronie funkcjonariuszy SB i MO nie miał możności przekazywania dalszych donosów, stąd w 1959 przekwalifikowano go z „agenta” na „informatora” a w 1964 jako „kontakt obywatelski” nie informując go nawet o tym. W ostatnich latach życia nawiązał kontakt korespondencyjny z ppłk S. Musiałkiem-Łowickiem. Zmarł nagle, pochowany uroczyście ze sztandarami kombatanckimi w styczniu 1973 roku.”
Tak brzmiało całe hasło. Może za obszerne, ale podobnie jak w innych przypadkach należało podać dalsze dane z jego życia i to najważniejsze.
Serdecznie dziękują Panu Poświatowskiemu że mogę to podać do publicznej wiadomości, gdyż od kilku dni czuję się z tym faktem bardzo źle. Przecież czytelnicy mają prawo pomyśleć, tak jak Pan wcześniej, że uczyniłam to świadomie.
I druga sprawa, która mnie równie niepokoi. W haśle „Urząd Bezpieczeństwa”, wymieniając najbardziej bezwzględnych śledczych w tutejszym Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Tarnowie, dopisano: i Tadeusz Dęboś.
Pragnę wyjaśnić, że tego nazwiska nie spotkałam w czasie moich 8-letnich badań historycznych jakie prowadzę w Instytucie Pamięci Narodowej w Krakowie-Wieliczce. Kto i dlaczego dopisał to nazwisko nie wiem. Wyjaśniam że nie jestem tego świadoma."
O dalszych dziwnych posunięciach członków Zespołu Redakcyjnego Encyklopedii Tarnowa pozwolę sobie napisać w tygodniu.
Jeszcze raz dziękuję Panu Redaktorowi Poświatowskiemu za tę cenną prowokację, umożliwiającą mi, ujawnienie dziwnej jeszcze cenzury.”
Podpisano: Maria Żychowska.
Słowo komentarza
Cóż, z jednej strony mamy ogrom pracy, z drugiej ogrom skandalicznych niekiedy błędów. Zapewne największym grzechem autorów encyklopedii było chyba to, że w ogóle zgodzili się wykonać swoją pracę w tak krótkim terminie. Wymagana przez prezydenta „terminowość i jakość” najwyraźniej, w tym stachanowskim wyścigu nie szły ze sobą w parze. A można było spokojnie popracować choćby do 11 listopada. Miasto obchodzi swoje okrągłe, jubileuszowe urodziny przez cały rok. Skończyło się pracą w ogromnym napięciu i zmęczeniu, co zakończyło się niechlujstwem i tym, czym się zakończyło.
Wierzę, że prezydent nie ingerował w treść encyklopedii. Pozostaje natomiast niezatarte wrażenie że to raczej jej autorzy, skażeni polityczną poprawnością z dworskim zapałem próbowali odgadnąć oczekiwania i wyobrażenia prezydenta, jak też encyklopedia ma wyglądać. Nietrudno sobie wyobrazić, tytułem przykładu, gdy redaktor piszący o Stanisławie Opałko, przypomina sobie o nieudany zamiarze Ryszarda Ścigały uhonorowania tegoż skwerem jego imienia. Ręka zadrżała i... nożyce autocenzury poszły w ruch, więc stało co się stało. Potem był już tylko pośpiech i radosna twórczość – jest w encyklopedii ten, wpisali tego, dodali mnie, trzeba jeszcze dać innego kolegę, przecież wypada. Taki obraz rysuje się przed moimi oczami. Także obraz - wbrew zapewnieniom redakcji - czytelnych, choć może niekiedy podświadomych upodobań politycznych; więc tak jak już z lekkim przerysowaniem pisałem, być może Encyklopedia ta więcej mówi o autorach, niż o historii Tarnowa.
Encyklopedia poraniła wszystkich. Bohaterów wpisów – tych ujętych i nie ujętych, autorów wpisów, a i sam zespół redakcyjny. Może rzeczywiście trzeba było dać sobie więcej czasu, pracować w mniejszym zespole, natomiast bardziej promować stronę internetową, za pośrednictwem której tarnowianie mogliby zgłaszać swoje propozycje wraz z uzasadnieniami, i na której – przed publikacją, można było zamieścić, jeśli nie całe hasła, to przynajmniej ich listę. Bo o fakcie istnienia tej strony mieli szansę dowiedzieć się ci, którzy akurat pewnego jednego dnia w roku, we właściwym momencie włączyli radio czy otworzyli gazetę. Pytanie co dalej? Czy jakąkolwiek „erratą” da się naprawić wszystkie błędy? Dopisać nazwiska można. A skreślić? A wypełnić cenzorskie skreślenia w biogramach? Jak to z nutą złośliwości napisał jeden z internautów, errata taka mogłaby okazać się obszerniejsza od samej encyklopedii. A więc może wydać raz jeszcze? Jakim kosztem? Kiedy? Na pytania te nie jestem w stanie znaleźć odpowiedzi i nie do mnie należy na nie odpowiadać...
Kolejne uwagi pani Marii Żychowskiej zamieszczone zostaną w niniejszej, zaktualizowanej wiadomości w dniu jutrzejszym, 16 marca.
M.Poświatowski
************
zapis dźwiękowy z konferencji dostępny na stronie portalu.
Jak dla mnie największe nieporozumienia wymienione w encyklopedii to: Skrzyniarz, Marcin Kwaśny i Rempały... Co do vice, wiadomo, po znajomości z riczem, ale M.Kwaśny? Aktor epizodyczny, którego 99.9% ludzi nie czai jak wygląda (ja go widziałem raz, na zdjęciach z prezydenckiego rautu, pewnie też po znajomości). W takim razie mnie tez proszę umieścić w encyklopedii, gdyż byłem statystą w filmie "oko proroka", a kiedys mało nie zagrałem u Spilberga w Krakowie. Co do Rempałów, nic nie napisze, bo kazdy kibic Unii (czy jak to tam teraz zwą Tauronu-Azotów) wie o co chodzi...
Fajne jest o Rojku, krótkie i w większości wypominające wtopę z utratą mandatu poselskiego. Za to o aktualnie panującej świcie piękne pochwały i słodzenie sobie wzajemnie. Eh, nie ma to jak PR za nie swoje pieniążki... Aż mi się ciśnie na usta kolejne haiku, ale się powstrzymam, bo w nagfrodę za mą twórczośc załapałem ostrzeżenie ;-)
Fajne jest o Rojku, krótkie i w większości wypominające wtopę z utratą mandatu poselskiego. Za to o aktualnie panującej świcie piękne pochwały i słodzenie sobie wzajemnie. Eh, nie ma to jak PR za nie swoje pieniążki... Aż mi się ciśnie na usta kolejne haiku, ale się powstrzymam, bo w nagfrodę za mą twórczośc załapałem ostrzeżenie ;-)
-
- Rhetor
- Posty: 3060
- Rejestracja: 24-08-2009, 17:06
- Lokalizacja: Tarnów - Lwowska
- Kontakt:
Nie będę oceniał proboszczu Twojego poziomu i kultury osobistej, ani również podważał Twojego uwielbienia dla literatury i teatru, niemniej jednak patrząc na Twoje zachowanie tutaj na Forum, jesteś taką naszą Jolą Rutowicz i jeżeli to jest dla Ciebie wyznacznikiem osiągnięć w dziedzinie show biznesu to gratuluję.
http://www.kubakwasny.pl" onclick="window.open(this.href);return false;
ponad > 22000 ml A Rh +, a TY?
ponad > 22000 ml A Rh +, a TY?
Nie wiem, czemu mnie posądzasz o brak kultury i porównujesz do Jolki Rutowicz? Przecież Jolka Rutowicz dla rozgłosu jest w stanie publicznie połknąć własny stolec, a nie chce ci już przypominac twego podlizu do kibiców Unii, a potem Tarnovii... Napisałem ci na forum Unii co o tym myślę, i kto tu jest bardziej Jolą... A konstruktywna krytyka nigdy nikomu nie zaszkodziła, tyle że tu, na forum, jeśli ktoś nie wielbi ricza, chodzi do kościoła, ma poczucie godności narodowo-historycznej, nie rozdaje kondomów na wałowej i lubi Jarka Kaczyńskiego i IPN, jest uważany za nieprawomyślnego dziwaka... Amen