Zdrowa polska żywność umiera
-
Autor tematu - Archont
- Posty: 521
- Rejestracja: 20-12-2010, 18:24
Zdrowa polska żywność umiera
Grożą nam kolejki po polskie mięso, jak w czasach PRL
- Za kilka tygodni w sklepach może zabraknąć mięsa - przyznaje Roman Strokoń, prezes Podkarpackiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej z siedzibą w Przemyślu. Powodem jest planowany od stycznia protest weterynarzy, który wywoła paraliż w uboju zwierząt. To sprawi, że zakłady przetwórstwa mięsnego nie będą miały co przerabiać, a w sklepach zawisną szynki i boczki z zagranicy, nafaszerowane wodą i ulepszaczami.
Weterynarze poczuli się dotknięci rozporządzeniem ministra rolnictwa Marka Sawickiego, który chce by rolnicy płacili im o kilka złotych mniej za badanie zwierząt przed wysłaniem ich do rzeźni (za zbadanie do 15 świń rolnik płacił 17. Minister Sawicki obniżył stawkę do 10 zł za dziesięć zbadanych zwierząt. - Nikt nie będzie pracował za 10 zł za godzinę brutto. I choć nie ma przymusu przystąpienia do protestu, większość weterynarzy go poprze - mówi prezes Strokoń.
Braknie mięsa w rzeźniach
Jeśli lekarze przystąpią do protestu to po Nowym Roku nie będą mogli wystawiać świadectw uboju. Zabraknie więc zwierząt dla rzeźni. Bo świnia ubita bez świadectwa zgodnie z prawem jest uważana za niezdatną do spożycia. Rzeźnie nie będą mogły obejść protestu, kusząc lekarzy zarobkiem na lewo, bo prawo do wystawiania tych dokumentów ma tylko osoba wyznaczona przez Powiatową Inspekcję Weterynaryjną.
- To co miało być dobre dla rolników (niższe opłaty) może obrócić się przeciwko nim - uważa Józef Bawoł szef Zakładu Masarskiego s.c. w Markowej. Dlaczego? Bo trudniej im teraz będzie sprzedać świnie. W ten sposób eliminuje się małych rolników, którzy produkują dobre mięso. Ubojniom zaś zacznie brakować żywca (nie mamy żadnych zapasów mięsa, więc teoretycznie możemy nie mieć co przerabiać) więc w sklepach będzie wisiał schab za 9,90 zł, w którym połowę ciężaru stanowi woda i utrwalacze.
- Za kilka tygodni w sklepach może zabraknąć mięsa - przyznaje Roman Strokoń, prezes Podkarpackiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej z siedzibą w Przemyślu. Powodem jest planowany od stycznia protest weterynarzy, który wywoła paraliż w uboju zwierząt. To sprawi, że zakłady przetwórstwa mięsnego nie będą miały co przerabiać, a w sklepach zawisną szynki i boczki z zagranicy, nafaszerowane wodą i ulepszaczami.
Weterynarze poczuli się dotknięci rozporządzeniem ministra rolnictwa Marka Sawickiego, który chce by rolnicy płacili im o kilka złotych mniej za badanie zwierząt przed wysłaniem ich do rzeźni (za zbadanie do 15 świń rolnik płacił 17. Minister Sawicki obniżył stawkę do 10 zł za dziesięć zbadanych zwierząt. - Nikt nie będzie pracował za 10 zł za godzinę brutto. I choć nie ma przymusu przystąpienia do protestu, większość weterynarzy go poprze - mówi prezes Strokoń.
Braknie mięsa w rzeźniach
Jeśli lekarze przystąpią do protestu to po Nowym Roku nie będą mogli wystawiać świadectw uboju. Zabraknie więc zwierząt dla rzeźni. Bo świnia ubita bez świadectwa zgodnie z prawem jest uważana za niezdatną do spożycia. Rzeźnie nie będą mogły obejść protestu, kusząc lekarzy zarobkiem na lewo, bo prawo do wystawiania tych dokumentów ma tylko osoba wyznaczona przez Powiatową Inspekcję Weterynaryjną.
- To co miało być dobre dla rolników (niższe opłaty) może obrócić się przeciwko nim - uważa Józef Bawoł szef Zakładu Masarskiego s.c. w Markowej. Dlaczego? Bo trudniej im teraz będzie sprzedać świnie. W ten sposób eliminuje się małych rolników, którzy produkują dobre mięso. Ubojniom zaś zacznie brakować żywca (nie mamy żadnych zapasów mięsa, więc teoretycznie możemy nie mieć co przerabiać) więc w sklepach będzie wisiał schab za 9,90 zł, w którym połowę ciężaru stanowi woda i utrwalacze.
Re: Zdrowa polska żywność umiera
małopolska2 pisze:To sprawi, że zakłady przetwórstwa mięsnego nie będą miały co przerabiać, a w sklepach zawisną szynki i boczki z zagranicy, nafaszerowane wodą i ulepszaczami.
Zdaje się dawno nie byłeś w sklepie. Wiekszość tzw. zdrowych polskich wędlin aż ocieka solanką.
Hiobowe zapowiedzi, że zabraknie wędlin (albo kartofli, jabłek itd.) można traktować jako bajki od momentu, kiedy każdy hurtownik może sobie sprowadzić towar skąd ma tylko ochotę.
-
Autor tematu - Archont
- Posty: 521
- Rejestracja: 20-12-2010, 18:24
Dobrych nie zabraknie, bo jak nie zatwierdzi weterynarz (dla którego jest to FUCHA, a protestują jakby to było ich podstawowe zajęcie) to zatwierdzi inspektor. Po prostu będzie miał więcej roboty i tyle.
Już widzę ten protest - przyjadą hodowcy z widłami i zaraz się skończy. A jak chłop straci kupę kasy, bo mu pieczęcie nie wbił jeden z drugim, to potem taki weterynarz będzie z ochroną jeździł.
Już widzę ten protest - przyjadą hodowcy z widłami i zaraz się skończy. A jak chłop straci kupę kasy, bo mu pieczęcie nie wbił jeden z drugim, to potem taki weterynarz będzie z ochroną jeździł.
Hahahaha, no naprawdę gość nie ma wstydu .małopolska2 pisze:To sprawi, że zakłady przetwórstwa mięsnego nie będą miały co przerabiać, a w sklepach zawisną szynki i boczki z zagranicy, nafaszerowane wodą i ulepszaczami.
Ida calej, rozwinie się szara strefa, w której będziesz mógł kupić od "chłopa" kiełbasę "handmade" za połowę ceny sklepowej. Od tego nie odprowadzi się podatku, więc nasz wspaniały rząd bedzie stratny, a dziura rośnie.małopolska2 pisze:Dlaczego? Bo trudniej im teraz będzie sprzedać świnie.
To jest przykład na to że gdy władza zaczyna gzrebac coś przy gospodarce, ZAWSZE kończy się to katastrofą.
Szmaciak chce władzy nie dla śmichu, lecz dla bogactwa, dla przepychu, chce mieć tytuły, forsę, włości i w nosie przyszłość ma ludzkościĄ - Tow Szmaciak.
-
Autor tematu - Archont
- Posty: 521
- Rejestracja: 20-12-2010, 18:24
Skażone śmiertelnie trującymi dioksynami mięso trafiło do Polski. Z farmy w niemieckiej Saksonii wieprzowina dotarła na północny zachód naszego kraju, a potem na Śląsk. Według Głównego Lekarza Weterynarii wieprzowina już dawno została kupiona i co gorsza zjedzona. Ale inspekcja sanitarna kontroluje wybrane partie mięsa zza zachodniej granicy
W miniony czwartek rząd niemieckiego kraju związkowego Saksonia Anhalt oficjalnie przyznał, że transport skażonego mięsa został wysłany z ubojni w miejscowości Weissenfels, do Czech i Polski.
W zakładach mięsnych w Weissenfels, należących do jednego z największych producentów wieprzowiny - firmy Toennies Fleisch, od końca listopada do końca grudnia ubito 179 świń. To właśnie te zwierzęta mogły być karmione skażoną dioksynami paszą, którą wykryto w Niemczech. Według oficjalnego oświadczenia przedstawicieli koncernu - do Polski trafiła część mięsa z 35 świń, które zostały przywiezione do uboju 30 grudnia.
Niemcy przyznają, że podczas kontrolnego uboju stwierdzono, że zawartość dioksyn w mięsie przekracza normę o 50 proc.! A to jest śmiertelnie niebezpieczna dawka!
Jak udało nam się ustalić partia skażonego dioksynami mięsa mogła być wysłana do zakładów w Kaliszu Pomorskim, bo to jedyny polski oddział niemieckiego koncernu. Jednak szefostwo kaliskich zakładów nie potwierdza takich informacji.
- Badamy, czy mięso znajduje się w naszym zakładzie - stwierdziła krótko zapytana o to prezes Toennies Polska Renata Derkacz. Z Kalisza Pom. mięso trafia bezpośrednio do sklepów lub masarni, gdzie dalej jest przerabiane. Właśnie w ten sposób skażona dioksynami wieprzowina dotarła na Śląsk, gdzie inspekcja sanitarna wykryła ją w Tychach.
- Otrzymaliśmy od strony niemieckiej fakturę stwierdzającą dostawę prawie 1,5 tony mięsa wieprzowego do jednego z dużych sklepów na terenie Polski - potwierdził Główny Lekarz Weterynarii Janusz Związek - Obecnie prowadzimy dalsze kontrole mięsa sprowadzanego zza zachodniej granicy - dodaje.
Janusz Związek, Główny Lekarz Weterynarii
Wiadomo, że do kraju trafiło 1,5 tony skażonego mięsa wieprzowego. Jednak jego termin przydatności do spożycia upłynął 7 stycznia. Stąd podejrzewamy, że takie mięso zostało już wykupione.
W miniony czwartek rząd niemieckiego kraju związkowego Saksonia Anhalt oficjalnie przyznał, że transport skażonego mięsa został wysłany z ubojni w miejscowości Weissenfels, do Czech i Polski.
W zakładach mięsnych w Weissenfels, należących do jednego z największych producentów wieprzowiny - firmy Toennies Fleisch, od końca listopada do końca grudnia ubito 179 świń. To właśnie te zwierzęta mogły być karmione skażoną dioksynami paszą, którą wykryto w Niemczech. Według oficjalnego oświadczenia przedstawicieli koncernu - do Polski trafiła część mięsa z 35 świń, które zostały przywiezione do uboju 30 grudnia.
Niemcy przyznają, że podczas kontrolnego uboju stwierdzono, że zawartość dioksyn w mięsie przekracza normę o 50 proc.! A to jest śmiertelnie niebezpieczna dawka!
Jak udało nam się ustalić partia skażonego dioksynami mięsa mogła być wysłana do zakładów w Kaliszu Pomorskim, bo to jedyny polski oddział niemieckiego koncernu. Jednak szefostwo kaliskich zakładów nie potwierdza takich informacji.
- Badamy, czy mięso znajduje się w naszym zakładzie - stwierdziła krótko zapytana o to prezes Toennies Polska Renata Derkacz. Z Kalisza Pom. mięso trafia bezpośrednio do sklepów lub masarni, gdzie dalej jest przerabiane. Właśnie w ten sposób skażona dioksynami wieprzowina dotarła na Śląsk, gdzie inspekcja sanitarna wykryła ją w Tychach.
- Otrzymaliśmy od strony niemieckiej fakturę stwierdzającą dostawę prawie 1,5 tony mięsa wieprzowego do jednego z dużych sklepów na terenie Polski - potwierdził Główny Lekarz Weterynarii Janusz Związek - Obecnie prowadzimy dalsze kontrole mięsa sprowadzanego zza zachodniej granicy - dodaje.
Janusz Związek, Główny Lekarz Weterynarii
Wiadomo, że do kraju trafiło 1,5 tony skażonego mięsa wieprzowego. Jednak jego termin przydatności do spożycia upłynął 7 stycznia. Stąd podejrzewamy, że takie mięso zostało już wykupione.
-
Autor tematu - Archont
- Posty: 521
- Rejestracja: 20-12-2010, 18:24
Jaja są niby-ekologiczne, a w deserze czekoladowym nie ma czekolady. Masłem nazywa się margaryny, a parówki cielęce robi się nie z cielęciny, ale z drobiu. Oto niektóre wnioski z kontroli, jaką na zlecenie UOKiK przeprowadziła Inspekcja Handlowa. Dziś ukazał się raport.
Na zlecenie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta skontrolowano prawie 5,5 tysiąca partii różnych produktów: mleka i jego przetworów, produktów z mleka koziego i owczego, mięsa i przetworów mięsnych, jaj, miodu, przetworów owocowych i warzywnych oraz oliwy z oliwek W specjalistycznych laboratoriach sprawdzono ponad 1,2 tys. partii, 5 proc. z nich było zafałszowanych.
Produkty mleczne
Jak pisze na swojej stronie internetowej UOKiK, w przypadku produktów mlecznych najczęstsze nieprawidłowości polegały na dodawaniu tłuszczów roślinnych do masła, nieinformowaniu o konserwantach, użyciu nazwy nieadekwatnej do wykazu składników. Na przykład: ser gouda zawierał 91 proc. tłuszczów roślinnych, a deser czekoladowy w rzeczywistości nie miał czekolady.
- Na skontrolowanych 314 partii masła zakwestionowano 21 – informują w UOKiK. - Zgodnie z prawem masło to produkt zawierający od 80 do 90 proc. tłuszczów mlecznych i żadnych roślinnych. Nazwy ser, jogurt, kefir czy śmietana mogą być używane do produktów pochodzących wyłącznie z mleka krowiego.
Jaja
Producenci jaj najczęściej wprowadzają nas w błąd, deklarując większą klasę wagową jaj (a zatem i wyższą cenę) niż rzeczywista (34,3 proc. spośród 137 zbadanych partii). Inne nieprawidłowości to: wprowadzające w błąd oznakowanie informujące o lepszej metodzie chowu kur (4 partie, 1,4 proc.).
- Tylko jaja sprzedawane w tzw. sprzedaży bezpośredniej nie muszą mieć oznakowanych skorupek informujących o m.in.: metodzie chowu kur (0-ekologiczny, 1-na wolnym wybiegu, 2-ściółkowy, 3-klatkowy) – przypomina UOKiK.
Mięso i jego przetwory
Inspekcja Handlowa w laboratorium zbadała 133 partie mięsa (zakwestionowano co dziesiątą!). Najczęstszą nieprawidłowością było dodawanie innego składnika - do mięsa mielonego wołowego tańszej wieprzowiny, a parówki cielęce zamiast cielęciny zawierały drób.
- Inne zastrzeżenia to zastosowanie nazw nieadekwatnych do informacji zamieszczonych w wykazach składników (w schabie w majeranku producent deklarował mięso z kurczaka, a w pasztecie grzybowym nie zadeklarowano grzybów).
Jak przypomina UOKIK, prawo nie określa minimalnych wymagań jakościowych dla przetworów mięsnych. To producent deklaruje na opakowaniu skład np. dla wędlin. Oznacza to, że konsument chcący porównać tę samą wędlinę pochodzącą od różnych producentów, powinien wiedzieć, że ich skład, mimo tej samej nazwy, może znacznie się różnić. Nie jest to niezgodne z prawem. Nieprawidłowością będzie jednak, gdy deklaracja producenta nie będzie zgodna z rzeczywistym składem produktu.
Ponad 200 tys. zł kary
W wyniku kontroli nałożono kary w łącznej wysokości 232 794 zł. Wycofano 65 partii zafałszowanych produktów, dodatkowo nakazano przedsiębiorcom prawidłowe oznakowanie 77 partii
Na zlecenie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta skontrolowano prawie 5,5 tysiąca partii różnych produktów: mleka i jego przetworów, produktów z mleka koziego i owczego, mięsa i przetworów mięsnych, jaj, miodu, przetworów owocowych i warzywnych oraz oliwy z oliwek W specjalistycznych laboratoriach sprawdzono ponad 1,2 tys. partii, 5 proc. z nich było zafałszowanych.
Produkty mleczne
Jak pisze na swojej stronie internetowej UOKiK, w przypadku produktów mlecznych najczęstsze nieprawidłowości polegały na dodawaniu tłuszczów roślinnych do masła, nieinformowaniu o konserwantach, użyciu nazwy nieadekwatnej do wykazu składników. Na przykład: ser gouda zawierał 91 proc. tłuszczów roślinnych, a deser czekoladowy w rzeczywistości nie miał czekolady.
- Na skontrolowanych 314 partii masła zakwestionowano 21 – informują w UOKiK. - Zgodnie z prawem masło to produkt zawierający od 80 do 90 proc. tłuszczów mlecznych i żadnych roślinnych. Nazwy ser, jogurt, kefir czy śmietana mogą być używane do produktów pochodzących wyłącznie z mleka krowiego.
Jaja
Producenci jaj najczęściej wprowadzają nas w błąd, deklarując większą klasę wagową jaj (a zatem i wyższą cenę) niż rzeczywista (34,3 proc. spośród 137 zbadanych partii). Inne nieprawidłowości to: wprowadzające w błąd oznakowanie informujące o lepszej metodzie chowu kur (4 partie, 1,4 proc.).
- Tylko jaja sprzedawane w tzw. sprzedaży bezpośredniej nie muszą mieć oznakowanych skorupek informujących o m.in.: metodzie chowu kur (0-ekologiczny, 1-na wolnym wybiegu, 2-ściółkowy, 3-klatkowy) – przypomina UOKiK.
Mięso i jego przetwory
Inspekcja Handlowa w laboratorium zbadała 133 partie mięsa (zakwestionowano co dziesiątą!). Najczęstszą nieprawidłowością było dodawanie innego składnika - do mięsa mielonego wołowego tańszej wieprzowiny, a parówki cielęce zamiast cielęciny zawierały drób.
- Inne zastrzeżenia to zastosowanie nazw nieadekwatnych do informacji zamieszczonych w wykazach składników (w schabie w majeranku producent deklarował mięso z kurczaka, a w pasztecie grzybowym nie zadeklarowano grzybów).
Jak przypomina UOKIK, prawo nie określa minimalnych wymagań jakościowych dla przetworów mięsnych. To producent deklaruje na opakowaniu skład np. dla wędlin. Oznacza to, że konsument chcący porównać tę samą wędlinę pochodzącą od różnych producentów, powinien wiedzieć, że ich skład, mimo tej samej nazwy, może znacznie się różnić. Nie jest to niezgodne z prawem. Nieprawidłowością będzie jednak, gdy deklaracja producenta nie będzie zgodna z rzeczywistym składem produktu.
Ponad 200 tys. zł kary
W wyniku kontroli nałożono kary w łącznej wysokości 232 794 zł. Wycofano 65 partii zafałszowanych produktów, dodatkowo nakazano przedsiębiorcom prawidłowe oznakowanie 77 partii
-
Autor tematu - Archont
- Posty: 521
- Rejestracja: 20-12-2010, 18:24
Początkiem lutego odbyło się w budynku Izby Rzemieślniczej oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Tarnowie spotkanie z właścicielami zakładów piekarsko - cukierniczych zrzeszonych w tarnowskiej izbie, którzy są zaniepokojeni aktualną - pogarszającą się cały czas sytuacją na rynku zbóż. Konieczność zorganizowania posiedzenia zgłosiła cała branża piekarska z terenu działania tarnowskiej izby.
Piekarze przyznają, że tak drogiej mąki na chleb, który spożywamy co dzień jeszcze nie było. Każda piekarnia jest tym przerażona. Niepokojące są także informacje od młynarzy, którzy przyznają, że zaczyna brakować mąki, rolnicy nie sprzedają zbóż, bo czekają na dalszy wzrost cen.
Poza tym zdrożały też inne surowce i energia, wzrósł podatek VAT. Obecna sytuacja na rynku zboża, a zwłaszcza prognozy dla niej martwią piekarzy. Stwierdza się bardzo duże ryzyko wystąpienia poważnych zakłóceń w dostawach zboża w okresie poprzedzającym pojawienie się na rynku ziarna z nowych zbiorów 2011 roku. Stworzy to dramatyczną sytuację dla piekarni i cukierni, które muszą mieć ciągłą możliwość zakupu mąki, aby prowadzić swoją działalność.
Do tej pory piekarze starali się unikać wzrostu cen pieczywa, jednak obserwując wzrastające ceny mąki już o około 100 proc., nie są w stanie utrzymać cen pieczywa na dotychczasowym poziomie. Już teraz kilogram mąki kosztuje 1,52 zł, a powstaje pytanie co dalej?
Podczas spotkania właściciele piekarni sami przedstawili aktualne ceny dla chleba zwykłego (500 lub 600 g), które wahają się w granicach od 1,80 do 2,70 zł za bochenek. Oczywiście, jeszcze oprócz mąki, która cały czas drożeje, więcej płaci się także za paliwo, cukier, margarynę i wiele innych surowców. Aktualna sytuacja może doprowadzić nawet do tego, że za kilka tygodni piekarnie mogą ograniczyć wypiekanie chleba, bo zacznie im brakować mąki. Problemem jest nie tylko bardzo wysoka cena pszenicy, ale chodzi także o niską jakość zbieranego ziarna w ubiegłym roku w Polsce. Na rynku jest bardzo mało zboża o jakości pozwalającej na produkcję mąki nadającej się na chleb.
W związku z tą dramatyczną sytuacją Izba Rzemieślnicza w Tarnowie wystosowała pismo do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi - Marka Sawickiego oraz elit rządzących w naszym kraju z prośbą o podjęcie odpowiednich kroków i decyzji pozwalających na interwencyjne otworzenie strategicznych rezerw zbożowych.
Piekarze przyznają, że tak drogiej mąki na chleb, który spożywamy co dzień jeszcze nie było. Każda piekarnia jest tym przerażona. Niepokojące są także informacje od młynarzy, którzy przyznają, że zaczyna brakować mąki, rolnicy nie sprzedają zbóż, bo czekają na dalszy wzrost cen.
Poza tym zdrożały też inne surowce i energia, wzrósł podatek VAT. Obecna sytuacja na rynku zboża, a zwłaszcza prognozy dla niej martwią piekarzy. Stwierdza się bardzo duże ryzyko wystąpienia poważnych zakłóceń w dostawach zboża w okresie poprzedzającym pojawienie się na rynku ziarna z nowych zbiorów 2011 roku. Stworzy to dramatyczną sytuację dla piekarni i cukierni, które muszą mieć ciągłą możliwość zakupu mąki, aby prowadzić swoją działalność.
Do tej pory piekarze starali się unikać wzrostu cen pieczywa, jednak obserwując wzrastające ceny mąki już o około 100 proc., nie są w stanie utrzymać cen pieczywa na dotychczasowym poziomie. Już teraz kilogram mąki kosztuje 1,52 zł, a powstaje pytanie co dalej?
Podczas spotkania właściciele piekarni sami przedstawili aktualne ceny dla chleba zwykłego (500 lub 600 g), które wahają się w granicach od 1,80 do 2,70 zł za bochenek. Oczywiście, jeszcze oprócz mąki, która cały czas drożeje, więcej płaci się także za paliwo, cukier, margarynę i wiele innych surowców. Aktualna sytuacja może doprowadzić nawet do tego, że za kilka tygodni piekarnie mogą ograniczyć wypiekanie chleba, bo zacznie im brakować mąki. Problemem jest nie tylko bardzo wysoka cena pszenicy, ale chodzi także o niską jakość zbieranego ziarna w ubiegłym roku w Polsce. Na rynku jest bardzo mało zboża o jakości pozwalającej na produkcję mąki nadającej się na chleb.
W związku z tą dramatyczną sytuacją Izba Rzemieślnicza w Tarnowie wystosowała pismo do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi - Marka Sawickiego oraz elit rządzących w naszym kraju z prośbą o podjęcie odpowiednich kroków i decyzji pozwalających na interwencyjne otworzenie strategicznych rezerw zbożowych.
-
- Rhetor
- Posty: 3060
- Rejestracja: 24-08-2009, 17:06
- Lokalizacja: Tarnów - Lwowska
- Kontakt:
Przypominam tylko, że jesteśmy w strefie wolnego handlu zwaną Unią Europejską, gdzie istnieje wspólny rynek, co za tym idzie polityka celna nie jest już naszą krajową domeną!ad2222 pisze:Znieś cła importowe (a przynajmniej postraszyć zniesieniem) na zboża - powinno pomóc.
http://www.kubakwasny.pl" onclick="window.open(this.href);return false;
ponad > 22000 ml A Rh +, a TY?
ponad > 22000 ml A Rh +, a TY?
-
Autor tematu - Archont
- Posty: 521
- Rejestracja: 20-12-2010, 18:24
– Reforma rynku cukru, zapoczątkowana w 2006–2009, spowodowała zmniejszenie unijnej produkcji o 6–7 mln ton. Produkcję zmniejszyły także cukrownie polskie. W efekcie z eksportera tego produktu, którym była przez lata, stała się importerem – mówi Kazimierz Kobza. Według Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej w latach 1998–2003 produkcja cukru wynosiła przeciętnie ok. 1,9 mln ton, a spożycie – ok. 1,6 mln ton . – Obecnie spożycie krajowe oceniane jest około 1,62 mln ton, tymczasem kwota przyznana Polsce to 1,4 mln ton i niewiele więcej wyprodukowały cukrownie – mówi Kazimierz Kobza, dyrektor Krajowego Związku Producentów Buraka Cukrowego.
Polska będzie musiała więc zaimportować ok. 220 tys. ton. Ale problemy z zaopatrzeniem w cukier ma dziś wiele krajów Unii. – Szacuje się, że w całej Unii produkcja była w tym roku o 2,5 mln niższa niż zapotrzebowanie – podaje Kazimierz Kobza. Czy to oznacza, że cukru może zabraknąć. – Moim zdaniem na wiosnę mogą być problemy – uważa Kobza. Jednak Izabela Dąbrowska-Kasiewicz, analityk BGŻ uspokaja: – Raczej nie zabraknie. Europejscy producenci wyrobów cukierniczych uzupełnią braki importem cukru trzcinowego – mówi.
Niestety, zdaniem ekspertów ceny na światowych giełdach będą utrzymywać się na wysokich poziomach. – Jednak wzrost cen w sklepach obserwowany w styczniu i lutym wydaje się niewspółmiernie wysoki w porównaniu do sytuacji na światowych rynkach cukru – uważa Izabela Dąbrowska-Kasiewicz z BGŻ. To zdaniem ekspertów efekt paniki: dostawcy i sklepy wykorzystują fakt, że ludzie szturmem rzucili się na cukier. I zawyżają ceny.
Polska będzie musiała więc zaimportować ok. 220 tys. ton. Ale problemy z zaopatrzeniem w cukier ma dziś wiele krajów Unii. – Szacuje się, że w całej Unii produkcja była w tym roku o 2,5 mln niższa niż zapotrzebowanie – podaje Kazimierz Kobza. Czy to oznacza, że cukru może zabraknąć. – Moim zdaniem na wiosnę mogą być problemy – uważa Kobza. Jednak Izabela Dąbrowska-Kasiewicz, analityk BGŻ uspokaja: – Raczej nie zabraknie. Europejscy producenci wyrobów cukierniczych uzupełnią braki importem cukru trzcinowego – mówi.
Niestety, zdaniem ekspertów ceny na światowych giełdach będą utrzymywać się na wysokich poziomach. – Jednak wzrost cen w sklepach obserwowany w styczniu i lutym wydaje się niewspółmiernie wysoki w porównaniu do sytuacji na światowych rynkach cukru – uważa Izabela Dąbrowska-Kasiewicz z BGŻ. To zdaniem ekspertów efekt paniki: dostawcy i sklepy wykorzystują fakt, że ludzie szturmem rzucili się na cukier. I zawyżają ceny.