Książki, książki...
Re: Książki, książki...
@krzychu - najpierw zacznij czytać książkę p.t. "Zasady pisowni polskiej".
A tak serio - jeszcze jeden taki niedorobiony post (brak interpunkcji, brak dużych liter, spacje nie tam, gdzie być powinny) i zrobię Ci wakacje od forum. Nie mogę się już na to patrzeć. I nic mnie nie obchodzi, czy piszesz z komórki, tableta czy innego wynalazku - masz pisać po polsku!
A tak serio - jeszcze jeden taki niedorobiony post (brak interpunkcji, brak dużych liter, spacje nie tam, gdzie być powinny) i zrobię Ci wakacje od forum. Nie mogę się już na to patrzeć. I nic mnie nie obchodzi, czy piszesz z komórki, tableta czy innego wynalazku - masz pisać po polsku!
"Wolę być głupim z nadzieją, niż bez nadziei - niemądrym" Edward 'Dudek' Dziewoński
-
- Rhetor
- Posty: 5589
- Rejestracja: 17-06-2014, 09:35
Re: Książki, książki...
ad2222 pisze: Nie mogę się już na to patrzeć. - masz pisać w języku polskim!
Wygaśnie?
ad2222: na wszelki wypadek poprawiłem "w języku polskim" na "po polsku", ale nie jestem do końca przekonany, że popełniłem błąd.
Nie jestem KODziarzem, gorszym sortem, donosicielem, Bolkiem, ani TW.
-
- Rhetor
- Posty: 5589
- Rejestracja: 17-06-2014, 09:35
Re: Książki, książki...
Chodziło mi o sformułowanie "Nie mogę się już na to patrzeć". Może się mylę, ale powinno być "Nie mogę już na to patrzeć".
Nie jestem KODziarzem, gorszym sortem, donosicielem, Bolkiem, ani TW.
Re: Książki, książki...
Od lutego nikt nic ciekawego nie przeczytał? W takim razie zareklamuję "Hubala" Komudy.
Co prawda uczciwie zaznaczam, iż nie jestem w stanie zagwarantować, czy mimo niewątpliwie patriotycznego oddźwięku "Hubala", obecnemu panu ministrowi od kultury książka by się spodobała. Może nawet poprzez brak jego ulubionych, gdyż zupełnie oczywistych "cycków na scenie", byłby zakłopotany i nie za bardzo potrafił powiedzieć co o niej sądzi, ale Komuda po dość przeciętnych "Orłach na Kremlu" zrobił na prawdę dobry kawałek literatury. Co więcej mający dość mocne zakotwiczenie w rzeczywistości (przynajmniej na tyle na ile mądrzy ludzie w świecie napisali i sam z dość ograniczoną wiedzą na ten temat jestem w stanie ocenić). Koń "Bohatyr" nieco może psuć to wrażenie, ale należy pamiętać, że Komuda to jest koniarz wręcz fanatyczny. Co zresztą widać po jego opisach kawaleryjskich koni zmasakrowanych przez niemieckie lotnictwo - sugestywnych i bardzo przygnębiających, ale za to jak świetnie budujących klimat późno wrześniowego zagubienia i rezygnacji w 1939. Bardzo miła odmiana po "tfórcach" przekonanych, że jak tylko tknie się tematykę "patriotyczną" to już jest kultura wyższa i "ekspertach" pewnych tego, że jeżeli film opowiada historię przykładowo Dziemieszkiewicza to sam bohater filmu predystynuje ów film jeśli nie do laurów do chociażby do udziału we wszelkich festiwalach.
A tak poza tym, jeżeli chodzi o książki polskie, to dla mnie jest to chyba najmilsze zaskoczenie od czasu pierwszego tomu Meekhańskich opowieści Wegnera.
Co prawda uczciwie zaznaczam, iż nie jestem w stanie zagwarantować, czy mimo niewątpliwie patriotycznego oddźwięku "Hubala", obecnemu panu ministrowi od kultury książka by się spodobała. Może nawet poprzez brak jego ulubionych, gdyż zupełnie oczywistych "cycków na scenie", byłby zakłopotany i nie za bardzo potrafił powiedzieć co o niej sądzi, ale Komuda po dość przeciętnych "Orłach na Kremlu" zrobił na prawdę dobry kawałek literatury. Co więcej mający dość mocne zakotwiczenie w rzeczywistości (przynajmniej na tyle na ile mądrzy ludzie w świecie napisali i sam z dość ograniczoną wiedzą na ten temat jestem w stanie ocenić). Koń "Bohatyr" nieco może psuć to wrażenie, ale należy pamiętać, że Komuda to jest koniarz wręcz fanatyczny. Co zresztą widać po jego opisach kawaleryjskich koni zmasakrowanych przez niemieckie lotnictwo - sugestywnych i bardzo przygnębiających, ale za to jak świetnie budujących klimat późno wrześniowego zagubienia i rezygnacji w 1939. Bardzo miła odmiana po "tfórcach" przekonanych, że jak tylko tknie się tematykę "patriotyczną" to już jest kultura wyższa i "ekspertach" pewnych tego, że jeżeli film opowiada historię przykładowo Dziemieszkiewicza to sam bohater filmu predystynuje ów film jeśli nie do laurów do chociażby do udziału we wszelkich festiwalach.
A tak poza tym, jeżeli chodzi o książki polskie, to dla mnie jest to chyba najmilsze zaskoczenie od czasu pierwszego tomu Meekhańskich opowieści Wegnera.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe" S. LEM
-
- Rhetor
- Posty: 7032
- Rejestracja: 20-10-2009, 10:25
- Lokalizacja: tajna
Re: Książki, książki...
Jeśli ktoś lubi historie alternatywne to ja znów polecę cykl (Czerwona rewolucja, Kontrrewolucja, Plan Andersa) Langenfelda o tym, jak to ruskie 3 miesiące po II Wojnie zamiast się grzecznie wycofać poszli dalej na zachód.
Wysłane z mojej budki telefonicznej
PCPR Tarnów i problemy rodziny zastępczej z dziećmi z RAD
PCPR Tarnów i problemy rodziny zastępczej z dziećmi z RAD
Re: Książki, książki...
Jest też czwarty tom: "Ci szaleni Polacy".
Nikt Panu nie da tyle, ile ja mogę obiecać (KMN)
Re: Książki, książki...
Nie chcę zakładać nowego tematu więc spytam tutaj.
Otóż poszukuję książki/książeczki napisanej przez ś.p. proboszcza parafii w Mościcach pod tytułem "Grzanka M., Mój kościół parafialny NMP Królowej Polski w Tarnowie-Mościcach, Tarnów 2008r." być może ktoś posiada ją w swoich zbiorach.
Otóż poszukuję książki/książeczki napisanej przez ś.p. proboszcza parafii w Mościcach pod tytułem "Grzanka M., Mój kościół parafialny NMP Królowej Polski w Tarnowie-Mościcach, Tarnów 2008r." być może ktoś posiada ją w swoich zbiorach.
-
Autor tematu - Rhetor
- Posty: 2028
- Rejestracja: 23-10-2009, 16:15
- Lokalizacja: TARNÓW
Re: Książki, książki...
Książka do znalezienia w bibliotece pedagogicznej w Tarnowie (ul. Legionów 34), ale tylko w czytelni, do poczytania na miejscu.
A może warto w parafii w Mościcach dopytać? może tam jeszcze mają egzemplarz(e) tej książki?
A może warto w parafii w Mościcach dopytać? może tam jeszcze mają egzemplarz(e) tej książki?
Re: Książki, książki...
Dziękuję za wskazówkę. W parafii oczywiście spytam
Re: Książki, książki...
"Rozbawiła mnie kiedyś podobna historyjka na podobny temat, to znaczy jak pies potrafi kombinować po swojemu.
Była szkółka, gdzie na lekcjach uczono psy, że na komendę "Nie rusz" mają nie ruszać nic, co leży przed ich pyskiem. I po kilku tygodniach takich ćwiczeń przed każdym uczniem położono po kawałku kiełbasy.
Padł rozkaz: "Nie rusz!!!". Psy leżą, ślina im cieknie z pyska, ale jak rozkaz, to rozkaz, nie dotykają... I nagle wstał jeden z nich, baset, zjadł kiełbasy całego towarzystwa, potem spokojnie wrócił na swoje miejsce i dalej pilnował swojej porcji."
Krzysztof Daukszewicz "Prosto z ambony". Zbiór felietonów z miesięcznika "Łowiec polski".
SZCZERZE POLECAM!
Była szkółka, gdzie na lekcjach uczono psy, że na komendę "Nie rusz" mają nie ruszać nic, co leży przed ich pyskiem. I po kilku tygodniach takich ćwiczeń przed każdym uczniem położono po kawałku kiełbasy.
Padł rozkaz: "Nie rusz!!!". Psy leżą, ślina im cieknie z pyska, ale jak rozkaz, to rozkaz, nie dotykają... I nagle wstał jeden z nich, baset, zjadł kiełbasy całego towarzystwa, potem spokojnie wrócił na swoje miejsce i dalej pilnował swojej porcji."
Krzysztof Daukszewicz "Prosto z ambony". Zbiór felietonów z miesięcznika "Łowiec polski".
SZCZERZE POLECAM!
Nikt Panu nie da tyle, ile ja mogę obiecać (KMN)
Re: Książki, książki...
Chyba jeszcze nie było - polecam książkę Zychowicza Obłęd '44 - następna, po "Pakt Ribbentrop-Beck", ciekawie napisana książka, już wcześniej zgadzałem się z tezami Zychowicza nt powstania, ale ujął to w jeszcze szerszej perspektywie "robienia Rosjanom dobrze przez Brytyjczyków" kosztem naszych obywateli.
"Wolę być głupim z nadzieją, niż bez nadziei - niemądrym" Edward 'Dudek' Dziewoński
Re: Książki, książki...
Polecę od siebie "Gdzie rzeka kończy bieg " Charlesa Martina. Wzruszająca - choć początkowo się na to nie zapowiadało. Myślę, że lektura bardziej dla kobiet. Pokazuje naszą bezradność do niektórych spraw i że warto cenić rzeczy, których często nie dostrzegamy
Re: Książki, książki...
Zobacz, jak to jest. Ksiądz wychodzi z seminarium. Już wyświęcony, robi pierwsze kroki na ulicach. Zaraz zdarzy się tak, że ktoś do niego podejdzie i powie: „Ojcze to, ojcze tamto”. Ojcze! A ile on zapłacił za tego Ojca? Czasem mam ochotę zapytać: Ileś ty zapłacił nieprzespanych nocy za swojego Boga? Ileś spraw musiał zostawić, żeby go wybrać? Ile razy zapłaciłeś miłością kobiet, w których się zakochałeś i nie mogłeś ich posiadać? Odpowiedź brzmi – on nie zapłacił nic. A ile zapłaciłeś za studia? Nic! Płacił zakon albo diecezja. Wszyscy pielęgnowali cię jak kurczaka na grzędzie. Ileś ty zapłacił za swoje kapłaństwo? No nic! On jest księdzem i nie jest w stanie tego szanować. To niewiele kosztowało. Co niewiele kosztuje, nie jest wartościowe. Patrz na siebie. Ty za swoją kobietę zapłaciłeś. Zdobyłeś ją. Odrzuciłeś inne. Zbudowałeś dom. Oswoiłeś świat. Jesteś inny, niż byłeś, zanim ją poznałeś. Płacisz więc codziennie. To jest cena. Oni do tego nie dorośli. Nie szanują Boga i nie szanują drogi, którą jest kapłaństwo. Ponieważ pierwszy lepszy przelotny gnojek, który skończył seminarium, nazywany jest ojcem. Cóż on ma wspólnego z ojcostwem? Wy, świeccy, wiecie o tym dużo więcej. Woziliście kobiety na porodówki, nie spaliście w nocy, martwiliście się, że dziecko chore, że umrze. On dostał ubranie. Od noszenia dziwnego stroju nie stajesz się ojcem.
Różnica wieku jest aż nadto widoczna. Starsi odpowiadają uśmiechem na uśmiech, czasem wyszepczą „Niech będzie pochwalony”. Średni wiek omija cię wzrokiem. Młodzi najczęściej cię nie lubią. Jeśli nie mówią i nie robią nic, jesteś na plusie. A masz szansę trafić źle. Gdy spotkasz sympatyczną licealistkę w sukience w kwiatki idącą za rękę ze szkolnym kolegą. Uśmiechasz się do nich i słyszysz, jak ona krzyczy w twoją stronę:
– Ave satan! – I pokazuje środkowy palec, żebyś stąd wypierdalał.
W seminarium mieliśmy polonistkę. Kobieta świecka. Miała z nami zajęcia z literatury. Kiedyś powiedziała mi o swoich wrażeniach – że chłopcy na pierwszym roku są święci, porządni i pobożni. A potem, mówiła, z roku na rok jest gorzej. Coraz więcej brudu, grzechu. A z seminarium wychodzą już zdemoralizowani. We mnie samym jest duży żal do tej skoszarowanej formacji. Subkultura kaweczek, ploteczek, składania rączek i rozmodlenia. A za nią kryje się podwójne życie. Nocą na dyskoteki, na imprezy, balangi. Dochodziło do sytuacji kuriozalnych. Na przykład jeden z naszych starszych kolegów po nocach pracował jako wykidajło w klubie. Wracał nad ranem i jakoś funkcjonował.
Paweł Reszka "Czarni"
Autorowi udało się spojrzeć na środowisko księży i zakonników z ich perspektywy.
Bez wcześniejszej tezy, niechęci, sympatii. Bez oceniania.
Nie zazdroszczę takiego "życia", ale książkę szczerze polecam.
Różnica wieku jest aż nadto widoczna. Starsi odpowiadają uśmiechem na uśmiech, czasem wyszepczą „Niech będzie pochwalony”. Średni wiek omija cię wzrokiem. Młodzi najczęściej cię nie lubią. Jeśli nie mówią i nie robią nic, jesteś na plusie. A masz szansę trafić źle. Gdy spotkasz sympatyczną licealistkę w sukience w kwiatki idącą za rękę ze szkolnym kolegą. Uśmiechasz się do nich i słyszysz, jak ona krzyczy w twoją stronę:
– Ave satan! – I pokazuje środkowy palec, żebyś stąd wypierdalał.
W seminarium mieliśmy polonistkę. Kobieta świecka. Miała z nami zajęcia z literatury. Kiedyś powiedziała mi o swoich wrażeniach – że chłopcy na pierwszym roku są święci, porządni i pobożni. A potem, mówiła, z roku na rok jest gorzej. Coraz więcej brudu, grzechu. A z seminarium wychodzą już zdemoralizowani. We mnie samym jest duży żal do tej skoszarowanej formacji. Subkultura kaweczek, ploteczek, składania rączek i rozmodlenia. A za nią kryje się podwójne życie. Nocą na dyskoteki, na imprezy, balangi. Dochodziło do sytuacji kuriozalnych. Na przykład jeden z naszych starszych kolegów po nocach pracował jako wykidajło w klubie. Wracał nad ranem i jakoś funkcjonował.
Paweł Reszka "Czarni"
Autorowi udało się spojrzeć na środowisko księży i zakonników z ich perspektywy.
Bez wcześniejszej tezy, niechęci, sympatii. Bez oceniania.
Nie zazdroszczę takiego "życia", ale książkę szczerze polecam.
Nikt Panu nie da tyle, ile ja mogę obiecać (KMN)
Re: Książki, książki...
[...]Zdjęcie butów stanowi mały rytuał symbolicznego oczyszczenia towarzyszący przekroczeniu granicy dwóch sfer: tego, co na zewnątrz (soto), i wnętrza mieszkania (uchi). Dorośli i dzieci, mieszkańcy i goście, mechanik, który przyszedł naprawić lodówkę, i elegancka przyjaciółka w szpilkach, pracownicy poczty i tragarze z fortepianem ważącym więcej niż oni razem, wszyscy bez wyjątku muszą zdjąć buty, zanim wejdą do środka. Zwyczaj ten obowiązuje również w świątyniach sinto i buddyjskich, ryokanach, czyli pensjonatach w japońskim stylu, niektórych restauracjach, a nawet w niektórych pomieszczeniach uczelni i biur. Generalnie miałam wrażenie, że przedstawiciele nauk ścisłych respektują go w pracy częściej niż humaniści, co pewnie wskazuje na prawidłowość domagającą się bliższych badań. Być może humaniści są bardziej otwarci i traktują swoje miejsce pracy jako przestrzeń publiczną, gdzie każdy może wejść. Jednak na konferencji socjologicznej zorganizowanej w górskim ryokanie koło Kioto miałam rzadką okazję wygłoszenia referatu w ceratowych różowych kapciach, bo pasujące do reszty wysokie czarne buty musiałam zostawić w szafce przy wejściu. Chyba nikomu nie przyszło do głowy, że czułam się nieswojo, i nic dziwnego; mój przyjaciel Satoru powiedział mi, iż rzecz nie w tym, że Japończycy często zdejmują buty, ale w tym, że tylko czasem je wkładają. Na bosaka czują się lepiej. Rozważaliśmy tę kwestię podczas kończącego konferencję wystawnego bankietu w sali tatami naszego ryokanu ubrani elegancko, stosownie do okazji, ale bez butów. Zwyczaj zmiany obuwia zinternalizowany jest tak mocno, że pewien bohater japońskiej telenoweli, którą lubiłam oglądać przy śniadaniu, wiedząc, że do jego domu zakradł się złoczyńca, najpierw ściągnął buty, a dopiero potem rzucił się z pięściami na niepożądanego przybysza. Podobnie postępuje nawet japoński samobójca. Ostatni krok przez okno, pod wagon metra robi boso, zostawiając przed drzwiami do innego świata brud tego, który zdecydował się opuścić. Japończycy, wyrozumiali zazwyczaj wobec dziwactw cudzoziemców, respektowania tego zwyczaju wymagają bardzo stanowczo. Take your shoes off, Remove your shoes compulsory, Do not shoes here – to tylko trzy przykłady lingwistycznych starań ze strony narodu, który na ogół nie ma w zwyczaju dostarczać cudzoziemcom informacji w języku innym niż japoński. Można też być pewnym, że japońska gospodyni, która nie mrugnie okiem, gdy cudzoziemiec przy stole zrobi z siebie idiotę, prosząc o odrobinę keczupu, pokaże mu, iż musi ściągnąć buty, by wejść do jej domu.
Zostawianie butów w genkan nie wyczerpuje komplikacji związanych z japońskim obyczajem. Czasem gospodarze podają odwiedzającym kapcie, ale nie zawsze. Gdy zapraszają nas do pokoju tatami, możemy mieć jedynie skarpetki, a więc podane (ewentualnie) przy drzwiach kapcie zdejmujemy i wkładamy ponownie dopiero po opuszczeniu pokoju tatami. Gdy udajemy się do toalety, możemy być pewni, że będą tam na nas czekały specjalne plastikowe butki, które musimy włożyć, zdjąwszy uprzednio kapcie, przeznaczone do chodzenia po reszcie domu, chyba że w ogóle jesteśmy na bosaka, co – jak wspomniałam wyżej – też jest możliwe. Po zakończeniu wizyty w toalecie – uwaga – zostawiamy tam „plastiki”, pod żadnym pozorem nie wychodzimy w nich na zewnątrz! Wkładamy ponownie kapcie (lub: patrz wyżej) i spokojnie uczestniczymy w dalszej części wizyty. Chyba że gospodarze postanowią pokazać nam swój ogród, balkon lub taras; wtedy musimy włożyć kapcie ogrodowo-balkonowo-tarasowe, najczęściej drewniane klapki, których oczywiście nie możemy zapomnieć zdjąć przed powrotem do wnętrza mieszkania. Przed końcem wizyty w japońskim domu nasze stopy czeka jeszcze tylko jedna zmiana – na własne buty stojące w genkan. Wkładając je, starajmy się nie nadepnąć dalej niż pozwala na to granica genkan, wyznaczona najczęściej przez podwyższenie podłogi. Bywa, że Japończyk ma cztery pary kapci: mieszkaniowe, toaletowe, ogrodowo-balkonowo-tarasowe i dodatkową, która stoi w genkan, służąc tylko do otwierania w niej drzwi przychodzącym.
Szczerze polecam książkę Joanny Bator "Japoński wachlarz. Powroty".
Zostawianie butów w genkan nie wyczerpuje komplikacji związanych z japońskim obyczajem. Czasem gospodarze podają odwiedzającym kapcie, ale nie zawsze. Gdy zapraszają nas do pokoju tatami, możemy mieć jedynie skarpetki, a więc podane (ewentualnie) przy drzwiach kapcie zdejmujemy i wkładamy ponownie dopiero po opuszczeniu pokoju tatami. Gdy udajemy się do toalety, możemy być pewni, że będą tam na nas czekały specjalne plastikowe butki, które musimy włożyć, zdjąwszy uprzednio kapcie, przeznaczone do chodzenia po reszcie domu, chyba że w ogóle jesteśmy na bosaka, co – jak wspomniałam wyżej – też jest możliwe. Po zakończeniu wizyty w toalecie – uwaga – zostawiamy tam „plastiki”, pod żadnym pozorem nie wychodzimy w nich na zewnątrz! Wkładamy ponownie kapcie (lub: patrz wyżej) i spokojnie uczestniczymy w dalszej części wizyty. Chyba że gospodarze postanowią pokazać nam swój ogród, balkon lub taras; wtedy musimy włożyć kapcie ogrodowo-balkonowo-tarasowe, najczęściej drewniane klapki, których oczywiście nie możemy zapomnieć zdjąć przed powrotem do wnętrza mieszkania. Przed końcem wizyty w japońskim domu nasze stopy czeka jeszcze tylko jedna zmiana – na własne buty stojące w genkan. Wkładając je, starajmy się nie nadepnąć dalej niż pozwala na to granica genkan, wyznaczona najczęściej przez podwyższenie podłogi. Bywa, że Japończyk ma cztery pary kapci: mieszkaniowe, toaletowe, ogrodowo-balkonowo-tarasowe i dodatkową, która stoi w genkan, służąc tylko do otwierania w niej drzwi przychodzącym.
Szczerze polecam książkę Joanny Bator "Japoński wachlarz. Powroty".
Nikt Panu nie da tyle, ile ja mogę obiecać (KMN)
Re: Książki, książki...
https://www.wydawnictwoliterackie.pl/ks ... j-Lozinski" onclick="window.open(this.href);return false;
Czytał już ktoś? Ponoć niezłe.
Czytał już ktoś? Ponoć niezłe.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe" S. LEM